Tarnowska spółka wraz z należącymi od niedawna do grupy Zakładami Azotowymi Puławy od kilku lat planowały wspólną budowę fabryki tego produktu w Chinach. Tymczasem do dziś to się nie udało, a upływ czasu spowodował, że inwestycja ta wydaje się coraz mniej opłacalna. Dlatego Azoty poważnie rozważają zmianę lokalizacji przyszłego zakładu z Chin na Indie. Zwłaszcza że spółka współpracuje już z lokalnymi producentami kaprolaktamu i sprzedaje w Indiach swoje technologie.
– Niedawno zakończyliśmy tam modernizację jednej z instalacji opartej na naszej technologii. Prowadzimy dalsze rozmowy biznesowe dotyczące sprzedaży rozwiązań technologicznych na ten rynek – podkreśla Grzegorz Kulik, rzecznik Grupy Azoty. – Nie wykluczamy również zaangażowania kapitałowego w tym obszarze, zważywszy na to, że rynek tego produktu w Indiach rozwija się bardzo dynamicznie – przyznaje.
Chiny w ostatnich latach były naturalnym kierunkiem ekspansji dla producentów kaprolaktamu. To tam popyt na ten produkt rośnie najszybciej na świecie. Dlatego Chiny są największym importerem kaprolaktamu z roczną konsumpcją wynoszącą około 1,3 mln ton. Rynek chiński przechodzi jednak dużą metamorfozę i eksperci przyznają, że prognozy na najbliższe lata nie sprzyjają inwestycjom w tym regionie.
– Azoty o planach budowy fabryki kaprolaktamu za granicą mówią od dawna. Pierwotny kierunek, jakim były Chiny, miał jeszcze kilka lat temu swoje uzasadnienie, ze względu na rosnący popyt na ten produkt na Dalekim Wschodzie. Jednak w międzyczasie zdolności produkcyjne lokalnych graczy wzrosły o ponad 60 proc. i wkrótce Chiny mogą stać się w tym zakresie samowystarczalne. Zmiana lokalizacji fabryki wydaje się więc uzasadniona – uważa Krystian Brymora, analityk DM BDM.
Zwraca jednak uwagę na wysokie koszty planowanej inwestycji. Z wcześniejszych zapowiedzi władz Azotów wynika, że budowa fabryki w Azji mogłaby kosztować od 0,6 mld do 1 mld USD. – Biorąc pod uwagę koszty azjatyckiego przedsięwzięcia, ambitne plany inwestycyjne spółki dotyczące upstreamu czy politykę dywidendową, środków na realizację wszystkich pomysłów może po prostu zabraknąć – twierdzi Brymora.