Polski Komitet Energii Elektrycznej, którym kieruje prezes PGE Marek Woszczyk, dobrze ocenia zaproponowany przez Senat mechanizm wspierania energetyki rozproszonej. Chodzi o propozycję izby wyższej gwarantującą najmniejszym producentom energii wsparcie w postaci możliwości sprzedaży do sieci nadwyżki prądu z mikroinstalacji po cenie równej 210 proc. ceny z poprzedniego roku. Ten zapis w najbliższy piątek będzie poddany pod głosowanie Sejmu i może się stać częścią ustawy o OZE.
Nadmierne wsparcie
– Zapis dotyczący wsparcia dla prosumentów w obecnym kształcie realizuje ideę, która powinna przyświecać rozwojowi energetyki rozproszonej. Chodzi o zachęcanie do produkowania energii na własne potrzeby – uzasadnia Woszczyk.
Jego zdaniem wsparcie proponowane w pierwotnej wersji poprawki, któremu PKEE ostro się sprzeciwił, sprawiłoby, że bardziej opłacalne stałoby się kupowanie tańszego prądu z sieci, który dziś łącznie z przesyłem kosztuje 600 zł za 1 MWh, zasilanie nim mikroinstalacji generujących energię, a następnie jej odsprzedawanie za 750 zł/MWh (początkowa wysokość taryfy gwarantowanej dla instalacji fotowoltaicznej o mocy do 3 kW, o której była mowa w poprawce przegłosowanej przez Sejm – red.).
– W pierwszej wersji poprawka nie eliminowała problemu strat sieciowych i konieczności rozbudowy infrastruktury – dodaje Woszczyk. Przestrzegając przed nadmiernym wsparciem OZE, podaje przykład Niemiec, gdzie taka polityka wygenerowała problemy gigantów energetycznych.
Większe inwestycje
Rozwój rozproszonych źródeł odnawialnych – jak wyjaśnia szef PGE – wcale nie oznacza bowiem, że można byłoby zrezygnować z bloków węglowych czy gazowych. – Myśląc odpowiedzialnie i całościowo o systemie elektroenergetycznym, jasne jest, że musimy utrzymywać w nim odpowiednią ilość mocy, która będzie do dyspozycji, kiedy wiatr nie będzie wiał, a słońce świeciło. Panel fotowoltaiczny pracuje pełną parą tylko przez 900–1000 godzin z ponad 8,7 tys. godzin, które mamy w roku – wyjaśnia szef PKEE.