Za tonę aluminium płacono we wtorek po południu na giełdzie w Londynie 2860 dol. ,a dzień wcześniej cena sięgnęła 3000 dol. i od rekordu wszechczasów (ustanowionego w lipcu 2008 r. dzieliło ją tylko 11 proc.). Od początku roku aluminium zdrożało już o 45 proc. a od zeszłorocznego dołka jego cena skoczyła o 96 proc. Przyczyniły się do tego zakłócenia w łańcuchach dostaw oraz proces rozmrażania gospodarek po pandemii. Silnym czynnikiem napędzającym popyt jest również "zielona transformacja" energetyczna. Negatywnie na podaż surowca wpływają natomiast ostatnio czynniki ekologiczne, takie jak ograniczenia nałożone na chińskie zakłady produkujące aluminium oraz wysokie ceny pozwoleń na emisję CO2 ograniczające produkcję w Europie. w ostatnich dniach impulsem do wzrostu cen stał się zamach stanu w Gwinei Równikowej, kraju posiadającym duże złoża boksytów (z których pozyskuje się aluminium).
Wzrost cen aluminium na światowych rynkach jest jednym z czynników podsycających inflację. Aluminium jest wszak szeroko wykorzystywane w przemyśle. Robi się z niego oraz z jego stopów m.in.: puszki do napojów, ramy do rowerów, elementy sprzętów AGD, części do samochodów i samolotów. Wzrost cen może zostać odczuty przez konsumentów z opóźnieniem, gdyż wielu producentów wyrobów aluminiowych sprowadza ten surowiec po cenach w kontraktach zawartych wiele miesięcy temu. Obecnie wielu z nich negocjuje kontrakty na następne 12 miesięcy.
- Bajzel jest prawdopodobnie dobrym słowem określającym sytuację. Nigdy wcześniej nie mieliśmy okresu, w którym tyle czynników wchodziłoby w grę - twierdzi Buddy Stemple, szef amerykańskiego oddziału koncernu Constellium.