Gołąb pokieruje Fedem, niższe podatki na Gwiazdkę

Zmiana na stanowisku prezesa Rezerwy Federalnej to wydarzenie ważne, ale nie przełomowe.

Publikacja: 04.11.2017 12:30

Jerome Powell po nominacji

Jerome Powell po nominacji

Foto: AFP

Inwestorzy doczekali się informacji o tym, kto zostanie szefem Fedu, a Amerykanie zapewnienia, że na Gwiazdkę dostaną podatkowy prezent. Rynki zareagowały spokojnie, ale mogą się jeszcze rozkręcić.

Powell zaostrzy łagodnie

Zmiana na stanowisku prezesa Rezerwy Federalnej to wydarzenie ważne, ale nie przełomowe. Tym bardziej że znajdzie się na nim kontynuator dotychczasowej linii działania Fedu, członek zarządu tego gremium, Jerome Powell. W polityce pieniężnej jednego z najważniejszych banków centralnych świata niewiele się więc zmieni. Stopy będą podnoszone stosownie do warunków i zależnie od sytuacji, podobnie też będzie przebiegał proces redukcji sumy bilansowej. Czy wybór innej osoby, choćby Johna Taylora, miałby inne konsekwencje, trudno powiedzieć. W każdym razie mamy Powella i tego typu dywagacje są już bezprzedmiotowe. Rynek walutowy zareagował niewielkim osłabieniem dolara, a giełdy przyjęły nominację neutralnie, choć w oczekiwaniu na decyzję indeksy na Wall Street przebywały nieznacznie pod kreską. S&P500 środowego rekordu nie pobił, ale na nowy historyczny szczyt wspiął się Dow Jones, choć trudno to uznać za wielkie wydarzenie. Ogłoszenie głównych założeń reformy podatkowej za oceanem także nie przyniosło niespodzianek i wszystko wskazuje na to, że Amerykanie dostaną na Gwiazdkę obiecany prezent, a jego przygotowywanie obejdzie się bez większych perturbacji. W takich warunkach można spokojnie szykować się do świąt i z optymizmem patrzeć na perspektywę rynków akcji, przynajmniej do końca roku i przynajmniej w Stanach Zjednoczonych. Powodów do niepokoju nie powinni mieć też inwestorzy gustujący w rynkach wschodzących. Trzeba jednak pamiętać, że efekty podatkowej reformy pojawią się dopiero w bardziej odległej perspektywie, a w tej bliższej czeka nas jednak najprawdopodobniej kolejna podwyżka stóp procentowych. Z tym wydarzeniem może być związane pewne ryzyko, szczególnie dla emerging markets, trudno bowiem ocenić, czy jest ona już w pełni zdyskontowana i czy nie spowoduje rynkowych zawirowań. Zaostrzanie, choćby łagodne i stopniowe, jest jednak zaostrzaniem, a jego konsekwencje kiedyś mogą się skumulować i wywołać reakcję.

Surowce szykują się do korekty

Cena miedzi po dotarciu pod koniec października do prawie 7100 dolarów za tonę, czyli w okolice poziomu z lipca 2014 r., spadła w ostatnich dniach poniżej 7000 dolarów i wszystko wskazuje na to, że na razie byki nie są w stanie uzyskać więcej i muszą na jakiś czas oddać inicjatywę. Korekta raczej nie będzie zbyt głęboka i powinna wyczerpać swój potencjał po spadku do około 6500 dolarów, a najbardziej prawdopodobnym scenariuszem może być ruch w bok. Oczywiście pod warunkiem, że Chiny nie wyskoczą z jakąś niespodzianką, która mogłaby pogorszyć nastroje na rynku tego metalu. Notowania dolara nie powinny mieć wielkiego wpływu na zachowanie cen miedzi. Wsparciem dla nich są bardzo dobre dane makroekonomiczne z gospodarek strefy euro i Stanów Zjednoczonych, co nawet przy ewentualnym nieco mniejszym popycie z Chin nie powinno grozić większą przeceną. Końcówka października przyniosła kontynuację zwyżek cen niklu, cynku i aluminium. Notowania niklu 1 listopada skoczyły o 7 proc., osiągając poziom najwyższy od połowy 2015 r. Od czerwca obecnego roku zyskały już 45 proc., a od dołka z lutego 2016 r. poszły w górę o 64 proc. Do ogłoszenia „prawdziwej" hossy na tym rynku jeszcze trochę brakuje, linia długoterminowego trendu spadkowego wciąż bowiem jest niezagrożona i trudno się spodziewać szybkiego ataku, mogącego doprowadzić do jej przełamania. Ta sztuka już w marcu udała się w przypadku aluminium i ceny tego metalu są obecnie powyżej poziomu z jesieni 2012 r., a na korektę wcale się nie zanosi. Notowania cynku, po przekraczającej 100 proc. fali wzrostowej, zapoczątkowanej w styczniu 2016 r., są już na poziomie z sierpnia 2007 r.

Złoto wciąż patrzy na Fed i dolara. Czwartkowej nominacji Jerome Powella na szefa Rezerwy Federalnej ani osłabienia amerykańskiej waluty byki nie zdołały jednak wykorzystać. Notowania kruszcu dotarły na moment do 1285 dolarów za uncję, ale dzień kończyły prawie 10 dolarów niżej. Z technicznego punktu widzenia kontynuacja rozpoczętego pod koniec października ruchu w górę byłaby najbardziej prawdopodobna, nawet z opcją powrotu w okolice 1300 dolarów, ale tu decyduje bardziej dolar niż technika.

Symptomy możliwej spadkowej korekty można dostrzec na rynku ropy naftowej, przy czym są one bardziej wyraźne w przypadku amerykańskiej WTI. Jej notowania od kilku dni nie mogą przebić się powyżej 55 dolarów za baryłkę. Po kilku nieudanych próbach ruch w dół jest bardzo prawdopodobny, choć napięcie przed zbliżającym się posiedzeniem OPEC i sygnały o dużych szansach na przedłużenie ograniczeń w wydobyciu będą raczej skutecznie przeciwdziałać większym spadkom notowań. W przypadku Brent mamy nieco odmienną sytuację, w której niedźwiedzie próbują doprowadzić do powrotu ceny poniżej 60 dolarów za baryłkę. Na razie bez powodzenia.

Siła emerging markets

Wszystko wskazuje na to, że źródłem dobrej koniunktury na rynkach wschodzących jest właśnie sytuacja na giełdach towarowych. Wzrost notowań surowców kompensuje obawy przed zacieśnianiem polityki pieniężnej przez Fed oraz spodziewanym umocnieniem dolara. CRB Index walczy właśnie z lokalnym szczytem z połowy kwietnia, a MSCI Emerging Markets po krótkiej i płytkiej spadkowej korekcie wraca do maksimum z połowy października. Październik, jeśli nie liczyć symbolicznego wrześniowego spadku, był dziesiątym z rzędu miesiącem hossy na rynkach wschodzących. Od początku roku w gronie liderów znajdują się parkiety naszego regionu, wraz z giełdami Chile i Argentyny. Skala zwyżek azjatyckich „tygrysów" jest w tym roku znacznie skromniejsza, a i reprezentacja tego regionu w „rozwijającej się" czołówce dość skromna, bo obejmuje Hongkong, Indie, Filipiny i Koreę, w przypadku których indeksy zwyżkują po ponad 20 proc. Bacznie obserwowane indeksy parkietu chińskiego poruszają się z nietypową dla siebie, wręcz usypiającą „godnością", której na razie nie było w stanie przerwać zakończenie obrad Komunistycznej Partii Chin. Shanghai Composite trzyma się od sierpnia okolic 3400 punktów. W hossie emerging markets uczestniczy, ale w bardzo umiarkowanym stopniu, dokładając do niej swoje 9 proc.

Listopadowe wspominki w Warszawie

O ile pierwszą „przedświąteczną" połowę minionego tygodnia warszawski parkiet może zaliczyć do udanych, o tyle z pewnością nie można tego powiedzieć o sesji czwartkowej, rozpoczynającej listopadowe zmagania. Zamiast odrabiać zaległości, na które składała się między innymi środowa sięgająca 1,8 proc. zwyżka indeksu we Frankfurcie, nasze wskaźniki od rana wyraźnie marudziły, a z czasem niezdecydowanie przerodziło się w narastające zniechęcenie do akcji. Najbardziej odczuwalne było ono w przypadku spółek największych i najmniejszych, których indeksy traciły solidarnie po około 1 proc. Na pocieszenie warto sobie przypomnieć analogiczną, pierwszą listopadową sesję z ubiegłego roku. Wówczas WIG20 stracił 2,7 proc., a cały miesiąc zakończył zwyżką przekraczającą 6 proc. Należy mieć nadzieję, że i tym razem będzie podobnie. Choć patrząc na rodzimą gospodarkę, są ku temu przesłanki, to jednak w przypadku indeksu największych firm wszystko zależeć będzie od czynników zewnętrznych.

W każdym razie mimo spadku bykom udało się utrzymać w czwartek WIG20 minimalnie powyżej 2500 punktów. Większej przecenie oparły się jedynie spółki paliwowe i surowcowe, ale pozostałe sektory wypadły bardzo słabo. Sięgający 4 proc. spadek Eurocashu można pewnie złożyć na karb dyskontowania wolnych od handlu niedziel, tym bardziej że jeszcze gorszym wynikiem mogły się „pochwalić" akcje Emperii, które przysłużyły się wskaźnikowi średnich firm. CCC rozczarowało przychodami ze sprzedaży, a i LPP nie zachwyciło w tej kwestii. Papiery Tauronu przewodziły zniżkującej energetyce. UOKiK, wszczynający badanie zasad ustalania kursów walut przez banki, przypomniał o problemie frankowych spreadów, chwilowo pominiętych w ustawodawczych inicjatywach. Najmocniej ucierpiały Bogu ducha winne walory Aliora, ale prawie 2,5-proc. zniżkę zaliczyły akcje PKO BP.

W gronie średniaków niedźwiedzie też nie oszczędzały żadnej z branż, mocno podskubując nawet akcje hołubionego przez analityków Robyga, nie wspominając o będących w niełasce walorach Medicalgorithmics, Forte czy Ciechu. mWIG40 zdołał jednak wybronić się przed poważniejszym spadkiem, między innymi za sprawą zwyżkujących o 5 proc. papierów Kruka. Zbyt wielu obrońców nie miał jak zwykle sWIG80, który po niewielkim odbiciu zdaje się dążyć do przetestowania ustanowionego niedawno dołka.

Recenzje
Bogaty kraj z wojskiem obywatelskim
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Recenzje
Jak atak Hamasu zmienił Bliski Wschód
Recenzje
Dlaczego należy walczyć z pseudoproduktywnością
Recenzje
Poborowa armia nie musi być ciężarem dla gospodarki
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Recenzje
Czy prace nad AI poszły już zbyt daleko?
Recenzje
Prywatna wojna z Kimami