Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie szacowali, że przeciętna płaca w sektorze przedsiębiorstw, który obejmuje firmy z co najmniej dziesięcioma pracownikami, wzrosła o 7,1 proc. rok do roku, po 6,8 proc. w sierpniu. Na pierwszy rzut oka czwartkowe dane GUS są więc rozczarowujące. Tym bardziej że wzrost płac zwolnił drugi miesiąc z rzędu. W lipcu wynosił 7,4 proc. rok do roku.
Średnio w minionych trzech miesiącach dynamika wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw wynosiła jednak 6,9 proc. rok do roku, dokładnie tyle, ile średnio od początku roku. – Mamy do czynienia z pewną stabilizacją dynamiki płac w dużych firmach – skomentowała Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego.
Wiele wskazuje na to, że wzrostu wynagrodzeń nie rozpędzi nawet gwałtowna podwyżka (o 16 proc.) płacy minimalnej w 2020 r. Jak tłumaczy Jakub Olipra, ekonomista z banku Credit Agricole, firmy prowadzą ostrożniejszą politykę płacową, przygotowując się na przyszłoroczny wzrost kosztów pracy, związany nie tylko z płacą minimalną, ale też z PPK oraz zapisanym w projekcie budżetu zniesieniem limitu składek na ZUS (w czwartek Jarosław Gowin, przewodniczący Porozumienia, które w nowym parlamencie będzie miało 18 posłów, powiedział, że zablokuje ten pomysł). Tę ostrożność zdają się potwierdzać wyniki ankietowych badań NBP, w których świetle w bieżącym kwartale trzeci raz z rzędu zmalał odsetek firm planujących podwyżki wynagrodzeń oraz odsetek firm odczuwających presję na wzrost płac.
Dynamikę wynagrodzeń tłumił będzie także słabnący popyt na pracę. W badaniach NBP przejawia się on m.in. tym, że ubywa firm, które jako barierę rozwoju wymieniają brak kadr. Maleje też odsetek przedsiębiorstw planujących zwiększyć zatrudnienie w horyzoncie 12 miesięcy.