Jednocześnie inflacja zmniejsza się w niemrawym tempie i wciąż pozostaje w znacznej odległości od celów głównym banków centralnych, co skłania do kontynuowania cyklu podwyżek stóp procentowych. Inwestorzy wypatrują jego zakończenia, a nawet nieodległego rozpoczęcia luzowania polityki pieniężnej, to jednak ostatnio wiara w to nieco osłabła. Pewien wpływ na pogorszenie się nastrojów, głównie na Wall Street, miało obniżenie przez agencję Fitch oceny ratingowej Stanów Zjednoczonych. To pogorszenie szybko rozprzestrzeniło się na pozostałe parkiety. Idąc dalej, od trzech tygodni umacnia się dolar, a tendencja ta nie osłabła nawet po wspomnianym obniżeniu ratingu dla USA. Częściowo może to mieć związek z osłabieniem gospodarki strefy euro i oznakami słabnięcia determinacji Europejskiego Banku Centralnego w walce z inflacją, ale także z przesuwaniem kapitału w kierunku bezpiecznej przystani, jaką jest wciąż dolar.
Nowojorskiemu parkietowi niewiele pomogły z reguły lepsze, niż się spodziewano, wyniki finansowe amerykańskich firm. Niezbyt konsekwentnie w ten obraz wpisuje się sytuacja na rynku długu. Rentowność amerykańskich obligacji skarbowych od kwietnia systematycznie idzie w górę. W przypadku papierów dziesięcioletnich w ostatnich dniach przekroczyła 4 proc., podczas gdy na początku kwietnia nieznacznie przekraczała 3 proc. Fakt, że zwrot w polityce Fedu jest w nieodległej przyszłości najbardziej prawdopodobnym scenariuszem, w połączeniu z perspektywą pogorszenia się koniunktury, nie mówiąc o recesji, oraz przesuwaniem kapitału do bezpiecznych przystani, powinien raczej premiować obligacje skarbowe, podnosząc ich ceny, skutkując spadkiem rentowności. Tak się jednak nie dzieje i na obserwacji tego segmentu rynku powinni koncentrować swoją uwagę inwestorzy.
Do środy S&P 500 zniżkował o 1,5 proc., Dow Jones szedł w dół o 0,5 proc., a Nasdaq Composite o 2,4 proc. Indeksy te w lipcu zwyżkowały po 3–4 proc. Gorzej było w ostatnich dniach na głównych parkietach naszego kontynentu. Po niedawnym osiągnięciu przez DAX rekordu wszech czasów indeks do środy zniżkował o 2,75 proc. Od trzeciej dekady maja mieliśmy do czynienia z trendem bocznym, choć w jego ramach można było obserwować spore wahania. W czerwcu i w lipcu bywały tygodnie, gdy DAX tracił ponad 3 proc. W lipcu widoczne było już spowolnienie dynamiki wzrostu do 1,9 proc. Indeks z Frankfurtu od początku roku zwyżkował o nieco ponad 17 proc., będąc europejskim liderem wśród „wielkiej” trójki. Podobnie działo się na parkiecie w Paryżu, gdzie CAC40 do środy tracił 2,3 proc., w lipcu rósł o 1,3 proc., a od początku roku prawie o 15 proc. Nieco odmienny scenariusz grany był w Londynie. FTSE250 do środy spadał tylko o 1,6 proc., w lipcu rósł aż o 4 proc., a od początku roku zaledwie o 1 proc.
Umocnienie dolara i awersja do ryzyka były w ostatnich dniach doskonale widoczne na rynkach wschodzących. Do środy MSCI Emerging Markets tracił 3,6 proc., a lipiec kończył zwyżką o 6 proc., a więc niemal dwukrotnie mocniejszą niż główne indeksy na Wall Street. Do środy w segmencie rynków wschodzących niedźwiedzie najlepiej radziły sobie na parkietach azjatyckich i Ameryki Południowej. Zwyżki notowane były z kolei na sporej części giełd naszego regionu.
GPW śladem otoczenia
Sytuacja na warszawskim parkiecie determinowana była głównie tym, co działo się w światowym otoczeniu, choć dotyczyło to w największym stopniu segmentu największych spółek. Do środy WIG20 zniżkował o 2,1 proc., ale indeks szerokiego rynku już tylko o 1,6 proc. Symbolicznie, o nieco ponad 0,1 proc., w dół szedł mWIG40, a wskaźnik najmniejszych firm tracił 1,1 proc. Umocnienie się dolara sprawiło, że WIG20 wyrażony w tej walucie stracił do środy aż 3,8 proc., a jedynie minimalnie ustępował mu MSCI Poland. WIG20 nie zdołał przebić się powyżej psychologicznej i technicznej bariery 2200 pkt. Lipiec przyniósł wzrost o przyzwoite 6,5 proc., a od początku roku indeks zyskał nieco ponad 22 proc., co zgodnie z umowną definicją pozwala na ogłoszenie hossy.