Zimowy sen Ekstraklasy

Tylko 3 mln euro wydały polskie kluby na piłkarzy w zimowym okienku transferowym. To oznaka zdrowia, bo inwestycje o tej porze roku to często potrzeba chwili, choć wielu i tak poszło na zakupy – tyle że bezgotówkowe.

Publikacja: 11.03.2023 10:59

Legia Warszawa uzupełniła atak powrotem byłego króla strzelców Tomasa Pekharta, który przy Łazienkow

Legia Warszawa uzupełniła atak powrotem byłego króla strzelców Tomasa Pekharta, który przy Łazienkowskiej najwyraźniej znalazł swoje miejsce na ziemi, bo w sześciu pierwszych meczach rundy wiosennej zdobył już trzy bramki. Fot. Mikołaj Barbanell/shutterstock

Foto: Mikolaj Barbanell

Wzmocnień szukali przede wszystkim ci, którym widmo spadku, a więc także odcięcia od kroplówki wpływów z praw telewizyjnych będących dla wielu fundamentem budżetu, zajrzało w oczy. Miedź Legnica oraz Korona Kielce, które po rundzie jesiennej zamykały tabelę, zakontraktowały 12 nowych piłkarzy. Chętnie kupowały też Radomiak Radom czy Górnik Zabrze. Im wyżej w tabeli, tym ruchu było mniej.

Lech Poznań wypożyczył jedynie bramkarza Dominika Holca ze Sparty Praga, Raków Częstochowa zainwestował w obrońcę Adriana Gryszkiewicza i skrzydłowego Jeana Carlosa Silvę – zapłacił za niego Pogoni Szczecin 400 tys. euro – a Legia Warszawa, nawigowana przez dyrektora sportowego Jacka Zielińskiego, uzupełniła atak powrotem byłego króla strzelców Tomasa Pekharta, który przy Łazienkowskiej najwyraźniej znalazł swoje miejsce na ziemi, bo w sześciu pierwszych meczach rundy wiosennej zdobył już trzy bramki.

Nowe standardy Rakowa

To stabilizacja, która powinna procentować. Spokojna zima wśród potentatów może zwiastować, że polska piłka normalnieje i najlepsi coraz mocniej wierzą w proces. Liderem, który pewnym krokiem zmierza w kierunku mistrzostwa, jest Raków, bo w Częstochowie są konsekwentni. Marek Papszun pracuje w klubie od siedmiu lat i wyciągnął go z drugiej ligi na szczyt tabeli najwyższej klasy rozgrywkowej. Ma swój autorski projekt, w którym kluczowe role odgrywają piłkarze mieszkający w Częstochowie od dłuższego czasu.

Spośród zawodników podstawowej jedenastki Stratos Svarnas trafił do klubu latem, a Jean Carlos – zimą. Bartosz Nowak i Gustav Berggren, obaj pozyskani kilka miesięcy temu, są wartościowymi zmiennikami. Wszyscy pozostali mieli co najmniej rok, aby wdrożyć się do gry proponowanej przez Papszuna. 24-letniego Giannisa Papanikolaou i 23-letniego Bena Ledermana, Raków wypatrzył sobie już w 2020 roku. Klubu nie opuszczają liderzy. Jedynym ważnym graczem, który w ostatnich latach odszedł, był Kamil Piątkowski.

Raków wprowadził do ligi nowe standardy, co przyniosło błyskawiczny skutek. Klub ma już w gablocie dwa Puchary Polski oraz wicemistrzostwo kraju, a tej wiosny niemal na pewno dołoży do nich tytuł. Później częstochowianom pozostanie rywalizacja o zaistnienie na międzynarodowej arenie. To pole, gdzie zespół Papszuna wciąż pozostaje niespełniony, bo w dwóch ostatnich sezonach odpadał z Ligi Konferencji Europy w czwartej rundzie eliminacji: z KAA Gent (1:0, 0:3) oraz Slavią Praga (2:1, 0:2).

Pierwszym od 32 lat polskim klubem, który wygrał wiosną dwumecz w pucharach, został Lech. Kolejorz wyeliminował FK Bodo/Glimt (0:0, 1:0) także dzięki stabilizacji i spokojowi. Trener John van den Brom, mimo trudnych chwil, przetrwał zimę. Wiosnę zaczął z takim samym zespołem jak jesień, bo Holec to jedynie rezerwowy. Prawdopodobnie największym „transferowym” sukcesem Lecha było przedłużenie do 2025 roku kontraktu z Mikaelem Ishakiem, co także pokazuje nowy trend.

Zamknęli drzwi obrotowe

Raków zimą przede wszystkim namówił na nową umowę Franka Tudora, Legia – Bartosza Kapustkę, a niewykluczone, że największym sukcesem Jagiellonii było zatrzymanie Marka Guala, choć akurat klub z Białegostoku sięgnął także po czterech zagranicznych piłkarzy. Desant obcokrajowców w trosce o poprawę wyników poczyniły też Radomiak oraz Górnik. Ci pierwsi od kilku lat budują wyniki na bazie zawodników zza granicy. Politykę transferową Górnika – kiedyś bardzo „polskiego” – zmienił dopiero niemiecki trener Bartosch Gaul.

Trzech zawodników pozyskała Pogoń, którą wzmocnili reprezentant Grecji Leonardo Koutris (za darmo), Chorwat Danijel Loncar (400 tys. euro) oraz Szwed Linus Wahlqvist (300 tys. euro), uzupełniając rozczarowującą linię obrony. Dwóch kadrowiczów pozyskała Cracovia: trzykrotnego reprezentanta Finlandii Arttu Hoskonena (250 tys. euro) i czterokrotnego reprezentanta Macedonii Janiego Atanasova (420 tys. euro). To kluby, które na opłaty za pozyskanie piłkarzy wydały najwięcej, co potwierdza, że ligowcy w tym roku raczej zapadli w zimowy sen.

Legia, gdzie piłkarze przez lata podczas okna transferowego wchodzili i wychodzili jak przez drzwi obrotowe, postawiła na stabilizację. Drużynę wzmocnił tylko wracający do Polski Pekhart, bo na początku wiosny rękę złamał Carlitos. Spokój wybrały także inne kluby, które przeżyły udaną jesień. Widzew Łódź zimą zakontraktował jedynie 39-krotnego reprezentanta Łotwy Andrejsa Ciganiksa – od razu do pierwszego składu. Warta Poznań postawiła na doświadczonego Austriaka Stefana Savicia oraz uzupełniła zasoby młodzieżowców.

Oba kluby zbierają plony konsekwentnej pracy i są bliżej czołówki niż dołu tabeli. Nikt nie kupuje tam piłkarzy dla wiatru w drzwiach. Zawsze w proces wierzyły też władze Piasta Gliwice, więc Aleksandar Vuković ma niemal taki sam skład jak jesienią, a kontrakt z klubem do 2026 roku przedłużył Frantisek Plach, który kilka sezonów temu był najlepszym bramkarzem Ekstraklasy. Efekt jest taki, że wiosną lepiej od jego drużyny punktują tylko zespoły walczące o ligowe podium.

Transfery albo puchary

Rewersem transferowej wstrzemięźliwości wśród czołowych ekip jest drenaż ligi, który w ostatnich latach postąpił tak daleko, że zabrakło wysokich transferów wychodzących – jesień nie wykreowała nowych gwiazd.

Kluby sprzedawały za gotówkę obcokrajowców. Radomiak dostał 500 tys. euro za Mauridesa (St. Pauli), Wisła Płock – po 600 tys. euro za Antona Krywociuka (Daejeon Hana) oraz Davo (KAS Eupen), a Stal – 2,5 mln euro za Saida Hamulicia. Mielczanie po jego odejściu w sześciu meczach strzelili jednego gola.

Czołowe role w wielu klubach odgrywają piłkarze doświadczeni, często zagraniczni, a ligowcy zawsze najwięcej zarabiali na sprzedaży młodych Polaków – pół roku temu Lech dostał przecież za Jakuba Kamińskiego 10 mln euro. Dziś te zasoby są skromniejsze. Trudno się dziwić, skoro chociażby Raków ma w składzie tylko jednego Polaka, 27-letniego Patryka Kuna. Klub z Częstochowy dostał w ubiegłym sezonie od Ekstraklasy SA 22,6 mln zł nagrody za wyniki, ale za krajowych zawodników nie chce przepłacać.

Dziś kandydatem do opuszczenia ligi latem za duże pieniądze jest przede wszystkim 23-letni Michał Skóraś, który był na mundialu w Katarze i pokazuje się europejskim skautom w meczach Ligi Konferencji. Legia wierzy, że zdoła sprzedać 20-letniego Kacpra Tobiasza jeszcze drożej niż Radosława Majeckiego (5 mln euro). Szansą Piasta na zarobek jest 20-letni Ariel Mosór, a Górnika – 20-letni Szymon Włodarczyk, ale ten ostatni najpierw musi znów trafiać do siatki, bo wiosną strzelił jak dotąd tylko jednego gola.

Transfery to nie wszystko. Warto także inwestować, by osiągać sukcesy w Europie. Lech jesienią zarobił w Lidze Konferencji ponad 5 mln euro. Wygrany dwumecz z Bodo/Glimt wzbogacił klubowy budżet o kolejne 600 tys., awans do ćwierćfinału oznaczałby dodatkowy milion. To wciąż drobne na tle Ligi Mistrzów, gdzie sam udział w fazie grupowej oznacza 15,6 mln zastrzyku gotówki, ale też wskazówka, że Ekstraklasa nie musi być dla piłkarzy wyłącznie pasem transmisyjnym do lepszych lig. Tu można także osiągać sukcesy i zarabiać.

Parkiet PLUS
Dlaczego Tesla wyraźnie odstaje od reszty wspaniałej siódemki?
Parkiet PLUS
Straszyły PRS-y, teraz straszą REIT-y
Parkiet PLUS
Cyfrowy Polsat ma przed sobą rok największych inwestycji w 5G i OZE
Parkiet PLUS
Co oznacza powrót obaw o inflację dla inwestorów z rynku obligacji
Parkiet PLUS
Gwóźdź do trumny banków Czarneckiego?
Parkiet PLUS
Sześć lat po GetBacku i wiele niewiadomych