Sporo Polaków od wybuchu wojny wymienia swoje oszczędności na waluty obce, dolary, euro czy franki szwajcarskie. To dobry ruch?
Wszyscy inwestorzy wiedzą, że jak się źle dzieje na świecie, jest kryzys albo wojna, trzeba szukać bezpieczeństwa finansowego, ucieczki w silne, pewne waluty, takie jak dolar, euro czy frank szwajcarski. Sprzedają aktywa z rynków wschodzących, kupują amerykańskie czy niemieckie obligacje, albo złoto. To dosyć naturalna strategia. A przecież w przypadku Polski odczucie wzrostu ryzyka ma dziś uzasadnienie, w końcu mamy wojnę tuż za granicą.
Inna sprawa, że często mamy do czynienia z przesadną paniką na rynkach finansowych. W efekcie można się spodziewać, że waluty osłabią się bardziej, niż wynikałoby to z przyczyn fundamentalnych. Oznacza to, że za jakiś czas, gdy sytuacja się uspokoi, złoty się znów umocni. A osoby, które wymieniły swoje oszczędności na waluty obce w momencie, gdy te były mocno przewartościowane, być może na tym stracą.
Pytanie, czy obecnie złoty jest już na szczycie swojej słabości? W którym kierunku będzie zmierzał?
Tego oczywiście nie wiemy. Czy to początek fali osłabienia, czy też ta fala już niedługo wyhamuje? Intuicja podpowiada, że to raczej jeszcze nie koniec, lecz wszystko zależy od czynników politycznych, od tego, kiedy dojdzie do jakiegoś uspokojenia sytuacji w Ukrainie.