Wyniki zależą więc od tego, jak księgowi „wymasują” faktyczne dane finansowe firmy. Trzeba umieć przez to przeniknąć, aby mieć z przeglądania takich raportów jakiś pożytek. Warren Buffett to potrafi i dlatego inwestuje tak, jak inwestuje.
[b]W ogóle nie inwestuje pan długoterminowo?[/b]
Rzadko. Ale lubię inwestować z gwiazdami, tzn. wybitnymi prezesami. Akcje zarządzanych przez nich spółek trzymam przez lata. Kupiłem np. akcje Forda, gdy jego prezesem został Alan Mulally (w 2006 r. – przyp. red.), który wcześniej uratował Boeinga. Od tego czasu papiery Forda podrożały z 2 dolarów do 18 dolarów, a ja wciąż mam je w portfelu.
[b]Które spośród wskaźników technicznych uważa pan za najbardziej wartościowe?[/b]
Mam listę swoich ulubionych. Patrzę na średnie kroczące, koperty, wskaźnik MACD, indeks siły względnej (RSI), stosunek liczby spółek ustanawiających nowe maksima do liczby spółek ustanawiających nowe maksima i minima (tzw. new high new low index)... Nie trzeba stosować wielu wskaźników, aby skutecznie inwestować. Pięć w zupełności wystarczy. W końcu inwestor przygląda się tylko pięciu danym: cenom otwarcia, zamknięcia, maksymalnej, minimalnej i wolumenowi obrotów.
Ważne jest jednak, żeby mieć wyczucie do liczb, sprawnie wykonywać w głowie podstawowe operacje matematyczne, choćby w przybliżeniu. Tylko wówczas można szybko reagować na zmieniające się notowania. Co nie oznacza, że inwestor musi być doskonałym matematykiem.
[b]Może nawet lepiej, żebym nim nie był? Często pan powtarza, że wyższe wykształcenie raczej przeszkadza w inwestowaniu, niż pomaga.[/b]
Wyższe wykształcenie faktycznie jest zwykle przeszkodą na drodze do sukcesu na giełdzie. Rodzi ono w ludziach poczucie, że są w stanie wszystko rozgryźć.
Wyróżnia się dwa rodzaje przyczynowości: dynamiczną i stochastyczną. Dynamiczna przyczynowość ma miejsce, gdy zjawisko A prowadzi do B, np. gdy popycham szklankę, a ona się przesuwa. Stochastyczna przyczynowość zachodzi np. wtedy, gdy losując parę skarpet z szuflady, w której większość par jest czarna, a tylko kilka białych, zakładam, że wyciągnę czarną. Innymi słowy, A jest bardziej prawdopodobne niż B, ale nie determinuje B jednoznacznie. Otóż ludzie z wyższym wykształceniem święcie wierzą w przyczynowość dynamiczną. Gdy do lekarza przychodzi pacjent skarżący się na ból, lekarz zleca mu badania. Jeśli nie wykryje przyczyny bólu, zaleci drugie badania, poradzi się innego lekarza itd. Wie, że jeśli uzyska dobre informacje, postawi dobrą diagnozę. Tymczasem na giełdzie trzeba umieć stawiać na zdarzenia, które nie są pewne, ale bardziej prawdopodobne niż inne. Giełda działa jak szuflada ze skarpetami.
[b]Wykształceni ludzie nie lubią niepewności?[/b]
Tak bym powiedział. Lubią mieć pewność, zdanie na każdy temat, podczas gdy na giełdzie jest sporo chaosu, nie można wszystkiego przewidzieć, zrozumieć.
[b]A czy prawdą jest, że kobiety – jeśli w ogóle zdecydują się na grę na giełdzie – są lepszymi inwestorami?[/b]
Jak pisałem w jednej z książek, według mnie odsetek inwestorów odnoszących sukcesy jest wśród kobiet wyższy. Wynika to z tego, że są one mniej aroganckie, a arogancja jest w handlu akcjami zabójcza. U mężczyzn, gdy już zdecydują się na jakąś transakcję, włącza się ich wysoka samoocena. Po prostu muszą mieć rację. Jeśli rynek idzie w oczekiwanym kierunku, mężczyzna nie zamyka pozycji, bo chce się jeszcze bardziej utwierdzić w swoim przekonaniu. A jeśli rynek idzie w przeciwnym kierunku, to znoszą straty i czekają, aż sytuacja się odwróci i potwierdzi ich przekonanie.
Kobiety według mnie są bardziej nastawione na realizacje zysków i unikanie strat niż na szukanie potwierdzenia swoich opinii. Kobiety są też bardziej skłonne do prowadzenia rejestru transakcji, co uważam za bardzo ważny element sukcesu.
[b]Jakie jeszcze cechy oprócz wyczucia liczb i swego rodzaju skromności powinien mieć inwestor?[/b]
Musi prowadzić rejestr swoich transakcji, aby znać ich historię. Ja wszystkie swoje transakcje mam zaznaczone na wykresach: kiedy zająłem pozycję, kiedy ją zamknąłem i dlaczego.
[b]Co jeszcze doradziłby pan czytelnikom „Parkietu”? [/b]
Tym początkującym na giełdzie powiedziałbym, żeby przeznaczyli na naukę inwestowania tyle czasu i pieniędzy, ile przeznaczyli na wyższą edukację.
[b]Czy nie ma pan wrażenia, że po kryzysie bycie inwestorem wymaga gruboskórności? Dziś każda forma gry na giełdzie w oczach przeciętnego człowieka jest spekulacją. Raczej nie przychodzi im na myśl obraz inwestora jako człowieka wiodącego ciekawe, wolne od rutyny życie, jaki można znaleźć w pańskich książkach.[/b]
Mnie to nie obraża, gdy ktoś mnie nazywa spekulantem. Słowo to pochodzi od łacińskiego „speculare”, czyli patrzeć, wypatrywać. Spekulant to ktoś, kto patrzy dalej niż inni. Uważam to za pozytywne określenie.
[b]Jest chyba jednak trochę racji w zarzutach, że inwestorzy krótkoterminowi nie angażują się w kontrolę spółek, których akcje posiadają w swoim portfelu. A taka postawa przyczyniła się do ostatniego kryzysu. Banki zaangażowane na rynku subprime nie działały w interesie akcjonariuszy, którzy jednak nie reagowali.[/b]
Nie chciałbym się wypowiadać na temat ładu korporacyjnego. Nie znam się na tym.
[b]„Zawód: inwestor giełdowy” ukazał się w Polsce po raz pierwszy w 1998 r. Napisał pan do tej książki przedmowę, odwiedził też Warszawę. Dziś znów ma pan okazję obserwować nasz rynek. Jak ocenia pan zmiany, które w tym czasie zaszły?[/b]
W latach 1996–1998 polska giełda wciąż raczkowała. Nie było jeszcze na niej wielu spółek. Gdybym wówczas był mądrzejszy, kupiłbym akcje wszystkich tych firm. Niestety, tego nie zrobiłem. Ale z drugiej strony GPW wciąż jest średniej wielkości rynkiem, który nieustannie rośnie. Nie jest już może tak ekscytujący jak w 1998 r., ale nie jest też jeszcze dojrzały, jest nastolatkiem. To znaczy, że wciąż jest dobra pora, aby kupować polskie akcje.
[b]Ale pan nie inwestuje poza USA.[/b]
Nie. Inwestowanie jest wymagającym zajęciem, które wymaga czujności. Nie mogę więc inwestować na rynkach, które funkcjonują w czasie, gdy ja śpię.
[b]Dziękuję za rozmowę.[/b]
[ramka][srodtytul]Inwestor i psycholog [/srodtytul]
Alexander Elder urodził się w 1950 r. w Leningradzie, a wychował w Estonii, gdzie studiował medycynę. Mając 23 lata, zbiegł z radzieckiego statku, na którym pracował jako lekarz, do amerykańskiej ambasady na Wybrzeżu Kości Słoniowej. W USA zrobił specjalizację z psychiatrii i pracował jako redaktor poświęconego tej dziedzinie pisma „The Psychiatric Times”. Dziś utrzymuje, że wiedza psychiatry jest mu bardzo przydatna w grze na giełdzie.
Jego przygoda z rynkiem finansowym zaczęła się od przypadkowej lektury „Jak kupować akcje?” Louisa Engela. W 1993 r. napisał własną książkę o handlu akcjami „Trading for a living”, w Polsce znaną pod tytułem „Zawód inwestor giełdowy”. To nie tylko uznany podręcznik analizy technicznej, w którym Elder proponuje także dwa narzędzia własnego autorstwa, ale też próba zrozumienia psychologii rynku. Dziś książka ta należy do kanonu lektur każdego inwestora. Także w Polsce, gdzie jej pierwsze wydanie ukazało się już w 1998 r.
W 2002 r. Elder opublikował „Come Into My Trading Room”, a w 2006 r. „Entries and Exits”. W tym roku spod jego pióra wyszła kolejna pozycja, „The New Sell and Sell Short”. Swoimi doświadczeniami Elder dzieli się z początkującymi inwestorami nie tylko w książkach. Od 1998 r. prowadzi firmę szkoleniową Financial Trading Seminars i organizuje kursy inwestycyjne.
Alexander Elder gościł w Polsce na zaproszenie CDM Pekao, który podobnie jak GPW świętował w kwietniu 20-lecie istnienia. Z tej okazji ukazała się też specjalna, limitowana edycja książki „Zawód inwestor giełdowy”. [/ramka]
[i]„Zawód inwestor giełdowy. Edycja specjalna” Alexander Elder, przekład: Anna Nowińka, Wolters Kluwer Polska Warszawa 2011[/i]
[[email protected]][email protected][/mail]