Reklama

Konkurencja pomaga w handlu sztuką

1000 aukcji w jednym gmachu przyciąga klientów 1000 razy silniej niż jedna aukcja.

Aktualizacja: 11.02.2017 01:00 Publikacja: 11.07.2013 11:00

Dziewiętnastowieczny obraz z oferty domu aukcyjnego Chayette & Cheval z wkomponowanym na wieży prawd

Dziewiętnastowieczny obraz z oferty domu aukcyjnego Chayette & Cheval z wkomponowanym na wieży prawdziwym zegarem, który wyraźniej widać na powiększeniu.

Foto: Archiwum

Centrum Paryża, stoi tu siedziba sławnej firmy antykwarycznej Hotel Drouot, której początki się­gają XIX stulecia. Codziennie odbywa się tam równocześnie do 16 aukcji sztuki lub antyków, prowadzonych przez różne domy aukcyjne. W sumie w sezonie jest tam ponad tysiąc aukcji, oczywiście poza tym są tysiące aukcji w całej Francji. Kolekcjonerzy lub inwestorzy mają w Drouot pod jednym dachem przegląd bieżącej podaży. W 1980 roku zbudowano nowoczesną siedzibę holdingu domów aukcyjnych. Odwiedziłem to miejsce teraz pod koniec sezonu. W środku jest 16 sal aukcyjnych. Mają po ok. 200 metrów powierzchni i pewnie ze cztery metry wysokości. Ściany wyłożone są płytą, w którą łatwiej wkręcać haki do wieszania obrazów. Ściany obciągnięte są grubą dywanową wykładziną. Obok każdej sali jest magazyn. Na obszernych korytarzach obok wejścia do sal wiszą elektroniczne ekrany. Widać na nich w czasie licytacji wnętrze sali, wyświetlane są aktualne rezultaty licytowania konkretnego przedmiotu. Słychać głos aukcjonera.

Łowcy przygód

Aukcje trwają dwa dni. Pierwszego dnia klienci od godziny 11 do 18 oglądają ofertę. Na drugi dzień od 11 do 12 można dokładnie obejrzeć przedmiot wybrany dzień wcześniej. Przedmiot może zbadać niezależny ekspert przyprowadzony przez potencjalnego nabywcę. Tego samego dnia od 14 do 18 trwa aukcja. Za przedłużenie aukcji o każde dziesięć minut trzeba zapłacić Drouot kwotę umowną. To dyscyplinuje prowadzących aukcje. To są podstawowe dane organizacyjne i techniczne. Ważna jest atmosfera, inna niż na naszym rynku.

Wędrowałem po Drouot przez kilka dni o różnych porach. Pierwsze skojarzenie: to giełda! Ale radosna giełda. Wielkie tłumy. Wszystkie nacje, wielojęzyczne rozmowy. Bardzo często słyszałem język rosyjski. Stały motyw to widok kobiet, które przedzierają się przez tłum, pchają wózek z maleństwem i ciągną za rękę starsze dziecko. Cały czas radosny nastrój, nie czuje się żadnego napięcia, często słychać śmiechy.

Drugie skojarzenie: to nabożeństwo! Warto widzieć wyjątkowe skupienie osób, które oglądają pożądany przedmiot. Wydaje się, że obrazy lub rzemiosło to dla nich przede wszystkim wartość duchowa.

Obserwowałem liczne osoby, które po zakupie z dumą (!) wynoszą zdobycz. W okolicznych kafejkach wysiadują bywalcy. Patrzyłem na staruszka przy sąsiednim stoliku. Poślinionym palcem pocierał zakupiony stary obrazek. Niecierpliwie przyspieszał ruchy, głęboko odetchnął z wyraźną ulgą. Patrzyłem zapewne na łowcę przygód, który wygrał właśnie los na loterii.

Reklama
Reklama

Sensacyjne odkrycia

Miałem okazję obserwować, jak w przeddzień aukcji obrazy z oferty wieszane są w wynajętej sali. Wieszanie zaczyna się po zamknięciu Drouot o 18 i trwa maksymalnie do 21. Wózkami z magazynu zwożone są zapakowane obrazy, zwykle ok. 300. Jak je rozmieścić, aby obok siebie nie traciły siły wyrazu?

To rynek bogaty wielowiekowym bogactwem mieszczaństwa. Na przykład dom aukcyjny Chayette & Cheval wystawił 28 czerwca oprócz mebli i biżuterii bogaty zestaw zabytkowych zegarów. Wyróżniały się pochodzące z pierwszej połowy XIX w. zegary umieszczone w olejnych obrazach. Na pierwszy rzut oka widzimy olejny pejzaż miejski z wieżą. Na wieży jest zegar, ale nie jest namalowany. W płótno wkomponowana jest metalowa emaliowana tarcza i metalowe wskazówki, a z tyłu umieszczony jest mechanizm. Zegar-obraz faktycznie wskazuje czas.

Obraz z 1824 roku ma wymiar 64 na 80 cm i wyceniony został na 5–6 tys. euro. Drugi zaś (65 na 100 cm) wystawiono z wyceną 8–10 tys. euro. Obydwa spadły z licytacji. Być może rynek nasycony jest takimi zabytkami. Na naszym rynku po 1989 roku nie pojawił się tego typu zegar.

Oferuje się przeróżne obiekty. Christophe Joron-Derem wystawił np. meble projektu Edgara Brandta z kolekcji Andre Putmana (60–80 tys. euro). Ale także deskorolki pokryte serigrafiami m.in. Andy'ego Warhola (800–1000 euro).

Na tak bogatym rynku możliwe są sensacyjne odkrycia. Dom aukcyjny Millon na okładce katalogu umieścił „Portret Marty". W 1923 roku namalował go serbski malarz Veljko Stanojević (1892–1967). Obraz utrzymany jest w duchu sztuki Tamary Łempickiej, której wystawa trwa akurat w Paryżu. Dorobek artysty nie jest szerzej znany na rynku, ale ma on własną ekspozycję w serbskim muzeum. Obraz odkrył współpracujący z Millon Maurycy Mielniczuk, konsultant malarstwa Ecole de Paris i Europy Centralnej. Wypatrzył obraz na prowincjonalnej aukcji z estymacją 100–200 euro, a kupił za 11 tys. euro.

Teraz dzieło sprzedano drogo, bo za 40 tys. euro. Padały komentarze, że ma ono jeszcze „zapas cenowy". Kupił go marszand, którego konkurentem był inny marszand. Obraz zapewne odsprzedany zostanie z zyskiem jakiemuś wytrawnemu kolekcjonerowi. Na aukcjach w Drouot często kupują antykwariusze, w imieniu klientów lub dla zarobku.

Reklama
Reklama

Dlaczego u nas nie ma takiego miejsca jak Hotel Drouot? U nas inaczej pojmuje się rywalizację niż nad Sekwaną. Nasi antykwariusze uważają, że sąsiedzi z branży odbieraliby im klientów.

Księgozbiory na śmietniku

Przez lata w „Rzeczpospolitej" postulowałem, żeby pustoszejący dom handlowy Panorama w Warszawie zamienić w rodzaj centrum antykwarycznego. W najlepszym okresie udało się tam skupić pięć antykwariatów. Nie powiodła się ubiegłoroczna próba zamiany fragmentu stołecznej ul. Chmielnej na skupisko antykwariatów bibliofilskich. Finansowe warunki najmu zaproponowane przez władze miasta były nieralistyczne. Dodatkowo witryny oddalone od traktu, zasłonięte przez dwa rzędy samochodów, nie byłyby widoczne dla przechodniów.

Szkoda, że nie ma centrum antykwarycznego w środku Warszawy. W Polsce antykwariaty i galerie spełniają wielką rolę kulturotwórczą! Wejście do muzeum jest dla wielu za drogie lub zbyt trudne, wymaga przekroczenia różnych barier psychicznych. Do galerii wchodzimy wprost z ulicy, bez celebry, jak do sklepu spożywczego. A nierzadko w polskich antykwariatach lub galeriach wystawiane są dzieła o muzealnej wartości.

Szkoda, że z gmachu BUW zniknęli bukiniści. W ostatnich latach masowo likwidowane są pointeligenckie mieszkania. Ciekawe księ­gozbiory często wyrzucane są na śmietniki. Na?śmietnik trafiały np. okupacyjne pier­wodruki Czesława Miłosza lub Tadeusza Gajcego, pierwsze wydania Lema z genial­nymi?ilustracjami Daniela?Mroza lub pierwsze?w?PRL?wydanie?„Iwony, księżniczki Burgunda" Gombrowicza, gra­ficznie ozdobione przez samego Tadeusza Kantora! Jak są antykwariaty, to kupują księgozbiory w całości. Jak ich nie ma w pobliżu, to okupacyjna edycja noblisty Miłosza ląduje na śmietniku, o czym pisałem parę lat temu. Drouot na aukcjach bez katalogu sprzedaje całą zawartość opróżnionych mieszkań lub domów, tego u nas jeszcze brakuje.

[email protected]

Parkiet PLUS
Mikołajkowy prezent dla kredytobiorców od RPP. Ale nie dla deponentów
Materiał Promocyjny
Inwestycje: Polska między optymizmem a wyzwaniami
Parkiet PLUS
Czy polskie społeczeństwo w sferze finansowej postępuje uczciwie?
Parkiet PLUS
Inwestorzy nie boją się o obligacje deweloperów
Parkiet PLUS
Konsumpcja zaczyna hamować wzrost oszczędności
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Parkiet PLUS
Po dwóch latach Europejska Emerytura dała ponad 30-proc. stopę zwrotu
Parkiet PLUS
Miliardowe zyski banków. To ostatni tak dobry kwartał przed podwyżką CIT?
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama