Żandarm na dromaderze

Citroën méhari wydaje się samochodem idealnym na letnie eskapady, zwłaszcza na Lazurowym Wybrzeżu. W Polsce jednak też się sprawdzi, tyle że zapewne częściej trzeba będzie stawiać brezentowy dach.

Publikacja: 22.05.2015 16:15

Za kierownicą citroëna méhari często widywaliśmy Louisa de Funesa. Fot. www.pinterest.com

Za kierownicą citroëna méhari często widywaliśmy Louisa de Funesa. Fot. www.pinterest.com

Foto: Archiwum

Gdy mój zakochany w niemieckich samochodach brat odwiedził mnie ostatnio nowym citroënem, byłem w szoku. On sam nie ukrywał zdziwienia, jakie przeżył, prowadząc model C5 swojego kolegi, co zachęciło go do kupna własnego. Nie byłby tak zaskoczony, gdyby choć trochę znał historię tej francuskiej marki słynącej z prekursorskich rozwiązań.

Warto zacząć od tego, że dzieje Citroëna są ściśle związane z Polską. To u nas na początku XX wieku młody, 23-letni inżynier Andre Citroën poznał technologię kół zębatych o daszkowym uzębieniu. Zachwycony ich skutecznością nabył patent i rozpoczął we Francji ich produkcję. Błyskawicznie odniósł sukces, przekładnie Citroëna stosowano nie tylko w większości francuskich samochodów, klientem był nawet Rolls-Royce. Przekładnia francuskiej produkcji użyta została też w sterze „Titanica". Zazębienie daszkowe przyniosło więc Citroënowi bogactwo i sławę, a on je unieśmiertelnił, uczynił z tego wzoru logo swej firmy znane do dziś.

Skorzystaj z promocji i czytaj dalej!

Zyskaj pełen dostęp do analiz, raportów i komentarzy na Parkiet.com

Parkiet PLUS
"Agent washing” to rosnący problem. Wielkie rozczarowanie systemami AI
Parkiet PLUS
Sytuacja dobra, zła czy średnia?
Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"