Maj nie okazał się szczególnie udany dla posiadaczy akcji na GPW. Przez większość miesiąca mieliśmy do czynienia z postępującą korektą wcześniejszych zwyżek.
Tu na myśl nasuwa się słynne, zapożyczone z amerykańskiego rynku zalecenie: „Sell in May and go away" („Sprzedaj w maju i czekaj"). Jeśli przez sprzedaż w maju należy rozumieć początek maja, to na razie ta reguła nieźle się sprawdza w tym roku. Ale czy sprawdzi się w jego dalszej części? Według najbardziej popularnej wersji omawianego sloganu akcje (sprzedane na początku maja) należałoby odkupić dopiero w okolicach początku listopada, czyli po wakacjach i cieszącym się złą sławą („miesiąc krachów") październiku.
Co mówi statystyka?
Pytanie tylko, czy taka reguła w polskich warunkach w ogóle ma uzasadnienie historyczne? W celu sprawdzenia stworzyliśmy prosty „model" roku – uśredniając zachowanie indeksów w ciągu ostatnich 20 lat (1995–2014; pominęliśmy pierwsze pionierskie lata GPW). Owe 20 lat to już całkiem przyzwoity ze statystycznego punktu widzenia okres, potencjalnie pozwalający wyciągnąć jakieś wnioski.
Porównaliśmy taki historyczny „schemat" z tegorocznym zachowaniem indeksów. Wyniki okazują się zaskakujące. Indeksy podążają w tym roku ścieżką niemal idealnie zgodną z historyczną średnią!
Na tej podstawie nasuwa się kilka wniosków. Przede wszystkim dostrzec tu można coś na kształt wspomnianego efektu maja, przynajmniej jeśli chodzi o indeks małych spółek, który, statystycznie rzecz biorąc, miał tendencję do ustanawiania lokalnej górki po 20. tygodniu roku (zwykle mniej więcej połowa maja). Okres słabości trwał jednak dużo krócej, niż wynikałoby z zapożyczonej zza oceanu wersji reguły – do 32. tygodnia roku (lipiec), a nie do listopada.