Ich konsekwencje będziemy obserwować także w kolejnych miesiącach. Warto o tym pamiętać, bo zmiana kalendarza nie oznacza automatycznej zmiany głównych tendencji.
Selektywna bessa w Warszawie
Choć generalnie o naszym parkiecie po ostatnich 12 miesiącach nie da się powiedzieć zbyt wiele dobrego, a dyskutowanie ze zdecydowanie rozczarowaną większością może być ryzykowne, to jednak chłodne spojrzenie bywa w inwestowaniu znacznie lepszą opcją niż emocje i narzekanie na okoliczności. Przede wszystkim nie należy zapominać o podzieleniu mijającego roku na dwie fazy. Do połowy maja posiadacze akcji powodów do narzekań raczej nie mieli. Po tej dacie czerwone światło paliło się przed chętnymi do kupowania akcji coraz bardziej intensywnie, i to nie tylko w Warszawie. Najbardziej zagrożone kierunki nietrudno było zidentyfikować. Spółki surowcowe, banki i energetyka, a więc w praktyce WIG20, były bez szans częściowo z powodów fundamentalnych, częściowo mających związek z polityką. Jednak nawet w gronie blue chips znalazły się wyjątki, takie jak Asseco, PGNiG, PKN Orlen i Eurocash, odporne i na koniunkturę, i na politykę.
Na wpływy polityczne i postrzeganie z perspektywy emerging markets zdecydowanie odporne były mWIG40 i sWIG80, co do których można mieć zastrzeżenia, ale z pewnością trudno w ich przypadku mówić o bessie. Akcje ponad połowy średnich spółek kończą rok na plusie, w przypadku ponad jednej trzeciej plus zaczyna się od 30 proc., a dla szczęśliwej dwunastki od 40 proc.
Patrząc z perspektywy branżowej, można wręcz wskazać na wyraźną przewagę byków nad niedźwiedziami w stosunku siedem do czterech. Te ostatnie, poza wspomnianą feralną trójką, dominowały jeszcze jedynie w telekomunikacji. Szukając szczęścia wśród spółek chemicznych, budowlanych, paliwowych czy informatycznych, można było liczyć na spore zyski. Kuriozalna sytuacja miała miejsce w przypadku firm ukraińskich. Choć indeks w Kijowie, tracący 36 proc., należał do najgorszych na świecie, „nasz" WIG Ukraina zyskał prawie 50 proc., plasując się w globalnej czołówce.
Na światowych giełdach bez schematów
Niełatwo jednoznacznie scharakteryzować sytuację na światowym rynku akcji. Choć ogólne wrażenie dużej nerwowości i dynamiki zmian jest z pewnością adekwatne do tego, co działo się na większości parkietów, to jednak nie ma ono wyraźnego odzwierciedlenia we wskazaniach globalnych indeksów. MSCI World stracił w ciągu roku niecałe 4,5 proc., a MSCI All Country niespełna 6 proc., co trudno uznać za wielkie wydarzenie, choćby w porównaniu z 2011 r., gdy zniżki sięgały odpowiednio 7,6 proc. i 9,4 proc., przy znacznie większej niż w ostatnich miesiącach zmienności. Nadal też trudno mówić o czymś więcej niż o korekcie trwającej od 2009 r. tendencji wzrostowej. Druga połowa mijającego roku pozostawia po sobie niezbyt przyjemne wrażenie, ale poza wspomnianym 2011 r. podobne epizody rynek przeżywał także w 2010 i w 2012 r. i za każdym razem kończyły się one bez większych konsekwencji. Oczywiście każdy trend kiedyś się kończy, ale to nie powód, by upatrywać przełomu w wydarzeniach mijającego roku lub spodziewać się go w nadchodzącym, choć pewnie za 12 miesięcy w tej kwestii będziemy wiedzieć znacznie więcej.