Jest coś takiego w szwedzkich samochodach, że mimo braku spektakularnej urody podbijają serca części kierowców, tych bardziej alternatywnie myślących, różnorakich luzaków i posthippisów. Tak jest z „krokodylem", czyli Saabem 900, podobnie działa magnetyzm kanciastego Volvo, który dla niejednego fana bije na głowę śliczne coupe P1800, rozsławione przez serialowego Świętego.

Nie muszę chyba szerzej przypominać, że marka ta, założona w 1924 roku przez Gustafa Larsona i Assara Gabrielsona (oficjalnie za początek uznaje się nie powołanie firmy, lecz dzień uruchomienia produkcji pierwszego modelu ÖV4, czyli 14 kwietnia 1927 r.), od początku zasłynęła z bardzo solidnych samochodów, idealnych na wymagające szwedzkie drogi. Z czasem jej renomę podniosły innowacje związane z bezpieczeństwem.

Niewątpliwie idealnie wszystkie te cechy uosobiły się w modelu 240, który zadebiutował na rynku w roku 1974. Prosty, mocny, odporny, wygodny, podbił serca kierowców i pasażerów i był produkowany niemal 20 lat, dokładnie do połowy 1993 r. Z taśm fabrycznych zjechały 2 862 573 egzemplarze. Przede wszystkim 4-drzwiowe sedany, oznaczane symbolem 244, 5-drzwiowe kombi, czyli Volvo 245, oraz 2-drzwiowe limuzyny – model 242. Kto zgadł, że ostatnia cyferka w nazwach pochodziła od liczby drzwi? Z tego podziału zrezygnowano w 1983 r., używając wspólnej nazwy 240 dla całej serii.

Ten „volviak" ma wciąż niezmienny urok. Zdobycie go nie stanowi problemu, lecz by trafić na egzemplarz zadbany, trzeba się postarać. Wersja nadwoziowa to już kwestia gustu i potrzeb. Ceny są umiarkowane. Na przykład Volvo 240 GL z 1986 r. kosztuje 28 500 zł. Znalazłem też kombi 245 GL z 1978 r. za 5400 zł. Najrzadsze, bo były najkrócej produkowane, są Volvo 242. Rocznik 1980, z 2-litrowym, 97-konnym silnikiem, wyceniono na 24 000 zł. Można też zaszaleć, choćby przy Volvo 242GT z 1979 r., które kosztuje już sporo, bo 77 000 zł. Jest w czym wybierać, więc zainteresowanych odsyłamy w bezkresne przestrzenie internetu.

[email protected]