Gdy w grudniu 2012 r. Shinzo Abe został po raz drugi premierem Japonii, rynek się cieszył, licząc na to, że abenomika, czyli jego program gospodarczy, wyrwie Kraj Kwitnącej Wiśni ze straconego dwudziestolecia. Plan był śmiały. Opierał się na fiskalnej stymulacji, silnym luzowaniu polityki pieniężnej mającym osłabić jena (i przez to wspomóc eksporterów oraz pobudzić inflację) oraz reformach strukturalnych mających stymulować przedsiębiorczość i rozruszać rynek pracy. Powiększenie programu QE realizowanego przez Bank Japonii oraz wzrost wydatków fiskalnych początkowo przynosiły pożądane skutki. Przez pierwszy rok rządów Abego jen osłabł o około 20 proc. wobec dolara, tokijski indeks giełdowy Nikkei 225 zyskał blisko 60 proc., a wzrost gospodarczy przyspieszył.
Później entuzjazm inwestorów osłabł. Przedwczesna podwyżka podatku od sprzedaży oraz inflacja wywołana osłabieniem jena uderzyły w konsumpcję, reformy strukturalne rozczarowały, a japońskie spółki niechętnie podnosiły płace, chociaż dysponowały górą gotówki, z którą nie bardzo wiedziały, co zrobić. W 2015 r. PKB Japonii wzrósł o zaledwie 0,4 proc., a w IV kwartale spadł o 1,4 proc. Nowa fala światowego kryzysu uderzyła w japoński eksport i jednocześnie sprawiła, że jen, waluta tradycyjnie uznawana za bezpieczną przystań dla inwestorów, zaczął się umacniać, co zagroziło jednemu z filarów abenomiki. Od początku roku zyskał już ponad 5 proc. wobec dolara, co wystarcza, by eksporterzy zaczęli się skarżyć na spadające marże. Nikkei 225 spadł przez niecałe dwa miesiące o ponad 15 proc. Bank Japonii, wobec fiaska swojej dotychczasowej polityki, wprowadził ujemną stopę od nowych depozytów. Sondaże wskazują, że ponad 60 proc. Japończyków uważa, że ten krok okaże się nieskuteczny. Inwestorzy uznali już, że abenomika jest martwa. Czy jednak nie jest to przedwczesne ogłoszenie jej śmierci?
Klub ujemnych stóp
O tym, że na rynku wciąż jest jakaś nadzieja, może świadczyć odbicie na tokijskiej giełdzie z początku tego tygodnia. W poniedziałek Nikkei 225 wzrósł o ponad 7 proc., gdy premier Abe powiedział w parlamencie, że zawirowania na rynkach walutowych były zbyt duże i odpowiednie władze są gotowe im zapobiec. Nie ujawnił, na czym może polegać interwencja, ale inwestorzy odebrali to jako zapowiedź dalszego luzowania polityki pieniężnej. Tylko co Bank Japonii może jeszcze zrobić? Zwiększa przecież swoją bazę monetarną o 80 bln jenów (ponad 700 mld USD) rocznie i wprowadził negatywną stopę depozytową, a mimo to nie jest w stanie skłonić inwestorów z reszty świata, by przestali traktować jena jako bezpieczną przystań. Spadające ceny surowców na światowych rynkach sprawiają zaś, że Bank Japonii przegrywa walkę z deflacją. Inflacja producencka w Japonii wynosiła w styczniu minus 3,1 proc. Trudno wygrać z potężnymi zewnętrznymi siłami, których nie da się kontrolować.
– Dochodzimy do granicy możliwości programów QE w takiej formie, jaką znamy. Państwa tracą zdolność do osłabiania własnej waluty. Japonia może niewiele zrobić. Szwajcarski bank centralny wydał 150 mld euro na osłabienie franka i zakończyło się to fiaskiem na rynku, który jest 14 razy mniejszy od japońskiego – twierdzi David Bloom, strateg z HSBC.
– Teoretycznie Bank Japonii może utrzymać negatywne stopy i ściąć je jeszcze bardziej na ujemnym terytorium. Nie można wykluczyć, że zostaną one ścięte do około minus 1 proc. – twierdzi Kenji Abe, strateg Bank of America Merrill Lynch. Jego zdaniem takie cięcie może sprawić, że rentowność japońskich obligacji dwuletnich spadnie do minus 1,08 proc., dziesięcioletnich do minus 0,8 proc. a jen może osłabnąć o 7 proc., co powinno zwiększyć zyski japońskich spółek o około 5 proc. , a to może się przyczynić do zwyżek na tokijskiej giełdzie. Kazumasa Iwata, były wiceprezes Banku Japonii, twierdzi, że stopy mogą zostać ścięte nawet do minus 2 proc.