Choć powodów do zmartwień inwestorom nie brakuje, to jednak winą za kontynuację spadkowej tendencji na rynkach powszechnie obarcza się najnowsze informacje potwierdzające osłabienie dynamiki chińskiej gospodarki i związane z tym obawy. Giełda w Szanghaju zachowywała się tak, jakby nic o tym nie wiedziała.
W Szanghaju bez zmian
Widoczne niemal na całym świecie obawy dotyczące perspektyw chińskiej gospodarki zdają się być zupełnie ignorowane przez giełdy głównego „winowajcy". Shanghai Composite nie tylko nie tracił po publikacji słabych odczytów wskaźników PMI, ale wręcz lekko zwyżkował, wracając w okolice 3000 punktów, czyli poziomu, wokół którego porusza się już od siedmiu tygodni. Ten spokój jest coraz bardziej intrygujący, choć można go tłumaczyć na kilka sposobów. W zasadzie gospodarka trzyma się założeń przyjętych przez chińskie władze. Jej dynamika sięgała w I kwartale 6,7 proc., czyli nieco powyżej średniej przyjętej w długookresowym planie. Dopóki nie spadnie poniżej 6,5 proc., z formalnego punktu widzenia nie ma powodów do niepokoju. Dyskusja co do metod jej utrzymywania ma znaczenie drugorzędne – ważne, że są one skuteczne, czego mogą pozazdrościć rządy i banki centralne wielu innych krajów, nie wyłączając strefy euro i Stanów Zjednoczonych, czy w szczególności Japonii. Na tle tych potęg chińska stymulacja fiskalna i monetarna zdaje się przebiegać bez zarzutu, a przede wszystkim bez widocznych zgrzytów i napięć oraz konieczności stosowania takich innowacji jak ujemne stopy procentowe.
Transformacja modelu rozwojowego zdaje się także przebiegać zgodnie z planem, na co wskazuje rosnący powoli udział sektora usług, w którym koniunktura ma się lepiej niż w przemyśle. Zagrożeń rzecz jasna nie brakuje, ale o ich istnieniu wiadomo od dawna. Dopóki nie pojawią się wyraźne sygnały ich materializacji, straszenie nimi sprowadza się raczej do kategorii psychologii.
Patrząc na chińską giełdę z dłuższej perspektywy, można stwierdzić, że powietrze ze spekulacyjnej bańki schodzi w sposób coraz bardziej spokojny. Warto przypomnieć, że od czerwca ubiegłego roku Shanghai Composite „schudł" o ponad 40 proc., z czego można wnioskować, że znaczną część powrotu do normalności ma już za sobą. Ewentualna kontynuacja tego procesu może przebiegać z mniejszą dynamiką, nie powodując nadmiernej paniki.
Główne giełdy w fazie korekty
Trwające od drugiej dekady kwietnia spadki na głównych światowych parkietach wciąż można traktować w kategoriach w pełni uzasadnionej i na razie niezbyt groźnej korekty. Jej skala, sięgająca w Paryżu, Frankfurcie i Londynie 5–6 proc., nie powinna robić wielkiego wrażenia, biorąc pod uwagę zarówno realne problemy Europy, jak i wcześniejszy rajd indeksów. Od połowy lutego do końca kwietnia DAX poszedł w górę o 19 proc., CAC40 wzrósł o 18 proc., a wskaźnik w Londynie zyskał 16 proc., mimo realnych obaw związanych z możliwością wyjścia Wielkiej Brytanii z europejskiej Wspólnoty, rozczarowania brakiem efektów działań Europejskiego Banku Centralnego, negatywnych konsekwencji umocnienia się euro czy niestanowiących przecież tajemnicy kłopotów związanych z Grecją. Przy takim zestawie słabe dane z Chin można śmiało potraktować jako pretekst, a nie rzeczywisty powód do spadków na europejskich parkietach, tym bardziej że rozpoczęły się one wiele dni przed publikacją informacji o chińskich wskaźnikach PMI.