Czterdzieści tysięcy za 50 zł

Liczarki banknotów przegrzały się w antykwariatach numizmatycznych.

Aktualizacja: 06.02.2017 13:21 Publikacja: 19.11.2016 12:38

2 tys. zł trzeba zapłacić za wzory bonów towarowych Orbisu z czasów PRL.

2 tys. zł trzeba zapłacić za wzory bonów towarowych Orbisu z czasów PRL.

Foto: Archiwum

Warszawskie Centrum Numizmatyczne (www.wcn.pl) wprowadza na rynek nowy asortyment. Na aukcji 26 listopada bodaj po raz pierwszy pojawią się w handlu bony towarowe z okresu PRL, emitowane przez Polskie Biuro Podróży Orbis.

Na 2 tys. zł wyceniono wydrukowane wzory bonów o nominałach 20, 50 i 100 zł. Według takich wzorów urzędniczki w szerokim świecie oceniały autentyczność bonów wymienianych przez turystów. Kto by pomyślał, że taki świstek kosztuje 2 tys. zł!

Bony Orbisu to kolejne obok np. bonów dewizowych Banku Pekao niepozorne druki, które mają wartość finansową. Laik najczęściej nie zdaje sobie z tego sprawy. W „Parkiecie" konsekwentnie podaję przykłady takich przysłowiowych świstków, które mogą być lekceważone, niszczone przez nieświadomych właścicieli.

Rekordowo sprzedawane są na rynku wszelkiego rodzaju pieniądze zastępcze. Dzięki wysokiemu popytowi wyszły na rynek nieznane wcześniej pieniądze zastępcze emitowane w PRL przez wielkie szpitale psychiatryczne dla pacjentów.

Zarobi ten, kto pierwszy spostrzeże nowy asortyment. W latach 90. czujni kolekcjonerzy po kilka złotych kupowali na jarmarkach staroci np. medaliki identyfikacyjne urzędowo wybijane dla psów na przełomie XIX i XX wieku. W Polsce w każdym zaborze były inne. Dziś te same medaliki sprzedają się za bajkowe ceny.

Łatwo zrobić zdjęcie i przez internet wysłać do domu aukcyjnego zapytanie o cenę monety lub banknotu, który znaleźliśmy w domowej szufladzie. Chrońcie bliskich przed domokrążcami, którzy za bezcen wyłudzają numizmaty od nieświadomych właścicieli. Ofiarami padają zwłaszcza ludzie starzy.

Wysokie obroty w antykwariatach

Liczarki przegrzały się na krajowym rynku numizmatycznym podczas wyborów prezydenckich w USA. Dziennikarze straszyli kandydatem Donaldem Trumpem i pewnie dlatego przekorni rodacy tym intensywniej kupowali np. złote monety amerykańskie o nominale 20 dolarów.

Doskonale sprzedają się monety inwestycyjne, o których cenie decyduje masa kruszcu. Uczestnicy rynku numizmatów komentują, że boją się co będzie za rok. Szczególnie, jak mówią, boją się upaństwowienia banków.

Wróćmy do oferty WCN. Na 4 tys. zł wyceniono popularnego niegdyś „brudasa". Tak brzydko naród nazywał banknot o wysokim nominale 500 zł, emitowany w PRL od 1948 roku.

Warszawskie Centrum Numizmatyczne oferuje próbny druk w kolorze brązowo-różowym. Zanim banknot wprowadzono do obiegu, robiono tzw. próbę kolorów. Wbrew pozorom decyzja o wyborze miała charakter polityczny, a nie estetyczny. „Brudas" miał podobno osiem próbnych wersji kolorystycznych.

Aż 40 tys. zł kosztuje próbny druk banknotu o nominale 50 zł (ilustracja powyżej), który nie został wyemitowany w 1947 roku. Przedstawia po jednej stronie żaglowiec, a po drugiej pasażerski parowiec. Jest to wielka rynkowa rzadkość w idealnym stanie zachowania.

Co za szczęście, że taki próbny druk wydostał się na rynek mimo procedur, kontroli i „komisyjnego" niszczenia wydruków technologicznych.

Na rynku numizmatów stale są wysokie obroty. Poza aukcjami katalogowymi, największe firmy co tydzień organizują aukcje internetowe bardziej popularnych okazów. Na rynku malarstwa antykwariusze i kolekcjonerzy słusznie narzekają na brak dobrego towaru. Nie mieliśmy mieszczaństwa, które w innych krajach intensywnie zamawiało obrazy. U nas one nigdy nie powstały! Zawsze mieliśmy mniej Akademii Sztuk Pięknych niż porównywalne kraje.

Tym większą sensacją jest pojawienie się cennych, nieznanych obrazów. Pisałem już o ofercie Sopockiego Domu Aukcyjnego (www.sda.pl), który na aukcji 26 listopada wystawi nieznane wcześniej obrazy Józefa Pankiewicza i Witkacego. Już po moim artykule, na dzień przed zamknięciem oferty, firma zdobyła jeszcze lepsze obrazy.

To np. „Akt" (55 na 46 cm) namalowany przez Mojżesza Kislinga(1891–1953), w 1932 roku wystawiany na Biennale w Wenecji. Obraz ma bogaty udokumentowany rodowód, cenę wywoławczą ustalono na 350 tys. zł, a estymację na 450–550 tys. zł.

Wspomniane powyżej obrazy Pankiewicza to wielkie rynkowe odkrycie, ale nie mogą się równać z obrazem Kislinga. To artysta o międzynarodowej renomie. Jego dzieła są ozdobą prestiżowych aukcji w Christie's i Sotheby's. W Polsce nadal mało kto wie, że Kisling urodził się w Krakowie i ukończył tamtejszą ASP.

Wielki sukces finansowy w Paryżu

Kisling osiadł w Paryżu w 1910 roku. Odniósł tam spektakularny sukces artystyczny, towarzyski i finansowy. Zwany był „Księciem Montparnassu", przez światowych autorów często wymieniany jest jako postać legendarna, obok Modiglianiego czy Picassa. Był uczniem wspomnianego Józefa Pankiewicza, któremu do końca składał hołdy i wyrazy wdzięczności.

Jakby Kislinga było za mało, w przeddzień zamknięcia aukcyjnej oferty w Sopocie pojawił się muzealnej wartości obraz Alfonsa Karpińskiego (1875–1961). To pochodzący z 1910 roku „Portret panny Jadwigi Turowicz" (60 na 40 cm), dzieło ma wysoką cenę 115 tys. zł.

Jadwiga Turowicz była wielką aktorką. Jej ról dziś nikt już nie pamięta, ale sławi ją doskonały młodopolski w wyrazie portret, który był wystawiany i reprodukowany. To kolejny przykład, że zamówienie dobrego portretu to największy zysk. Model zyskuje nieśmiertelność.

Obserwatorzy krajowego rynku malarstwa coraz częściej powtarzają, że jest za dużo domów aukcyjnych wobec znikomej liczby obrazów. Przybywa organizatorów aukcji. Ktoś może uznać to za objaw witalności rynku. Niestety, ilość towaru wciąż jest ta sama. Nowi uczestnicy rzadko proponują nowy asortyment lub ekstra odkryte, wcześniej nieznane dzieła. Najczęściej przechwytują towar, który trafiłby do konkurencji.

Młodym organizatorem aukcji jest stołeczny antykwariat Antiqua (www.artinfo.pl). 26 listopada wystawi dzieła powojennych klasyków polskiej sztuki, np. Aleksandra Kobzdeja, Jerzego Mierzejewskiego, Jana Berdyszaka, Zbigniewa Makowskiego. Są obrazy Leona Tarasewicza, Jarosława Modzelewskiego, Marka Sobczyka, czyli debiutantów z lat 70. i 80.

Wprowadzanie na aukcje obrazów Edwarda Dwurnika datowanych w tym roku jest chyba wyrazem bezradności antykwariuszy. Po co mam licytować obrazy, skoro równorzędne bez licytacji kupić mogę w wielu galeriach? Znów kłania się brak aukcyjnego towaru.

Parkiet PLUS
Obligacje w 2025 r. Plusy i minusy możliwych obniżek stóp procentowych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Zyski zamienione w straty. Co poszło nie tak
Parkiet PLUS
Prezes Ireneusz Fąfara: To nie koniec radykalnych ruchów w Orlenie
Parkiet PLUS
Powyborcze roszady na giełdach
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Unijne regulacje wymuszą istotne zmiany na rynku biopaliw
Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie