Pracowity Antek

Antonio Conte, wielki strateg i motywator. Trener, za którym piłkarze są w stanie skoczyć w ogień. Włoch już w pierwszym sezonie pracy w Anglii zdobył mistrzowski tytuł z Chelsea. I chce więcej.

Publikacja: 21.05.2017 12:00

Antonio Conte (w środku) szaleje po zdobyciu przez Chelsea mistrzostwa Anglii.

Antonio Conte (w środku) szaleje po zdobyciu przez Chelsea mistrzostwa Anglii.

Foto: Archiwum

– Czułem się, jakbym w każdym meczu grał razem ze swoimi piłkarzami – Conte opisuje podróż Chelsea na szczyt Premier League. Choć bardzo szybko zaaklimatyzował się w Londynie, z angielskim flegmatyzmem nie ma nic wspólnego. Dowodów nie trzeba szukać daleko.

Wystarczy przypomnieć, co wyprawiał podczas wygranego przez reprezentację Włoch spotkania 1/8 finału Euro 2016. Po bramce Graziano Pelle, która dobiła Hiszpanów, wyrwał się z objęć swoich współpracowników i ze szczęścia wskoczył na ławkę rezerwowych.

Ten gorący temperament i bezkompromisowość sprawiają, że zawsze mówi, co leży mu na sercu. Gdy trzy lata temu Juventus został wyeliminowany przez Benficę w półfinale Ligi Europejskiej, w ostrych słowach skrytykował władze Starej Damy za politykę transferową. Po porażce Włochów z Niemcami w serii rzutów karnych na Euro 2016 narzekał na brak wsparcia ze strony klubów.

W Anglii na razie unika mocnych tyrad, choć powodów do narzekania pewnie by się trochę znalazło (na przykład nieudane zimowe łowy na środkowego napastnika). Każdą swoją pracę traktuje bardzo poważnie. Jeszcze zanim objął posadę na Stamford Bridge, latał regularnie do Londynu, by z bliska przyjrzeć się angielskiemu futbolowi, poznać zawodników, przedstawić im swój pomysł na grę, powiedzieć, czego od nich oczekuje.

Przychodził w momencie niezwykle trudnym, po najgorszym sezonie Chelsea za czasów Romana Abramowicza. Nie licząc N'Golo Kantego, Michy'ego Batshuayia oraz kupionych tuż przed zamknięciem okna transferowego Davida Luiza i Marcosa Alonso dostał piłkarzy w spadku po poprzednikach i umiał przywrócić im wiarę, że mogą znów dokonywać rzeczy wielkich.

13 lat w Juventusie

Ze względu na uporczywe dążenie do celu we Włoszech nazywany był „Il Martello" (czyli „Młot"). Jako młody chłopak kibicował Lecce – drużynie z miasta, w którym się wychował i wypłynął na szerokie wody.

– Miał twarz dobrego chłopca, ale na boisku zamieniał się w wojownika – wspominają koledzy z Lecce. – Był pilnym uczniem. Trenerom zadawał dziesiątki pytań: dlaczego wykonujemy to ćwiczenie, trenujemy w ten, a nie inny sposób. Byliśmy dumni, gdy w 1991 roku trafił do wielkiego Juventusu prowadzonego przez Giovanniego Trapattoniego.

W Turynie spędził 13 lat, to był owocny czas, uwieńczony 15 trofeami. Fabrizio Ravanelli i Alessandro Del Piero, z którymi w 1996 roku wygrał Ligę Mistrzów, podkreślają, że Conte wyróżniał się ciężką pracą dla zespołu (sam nie ukrywa, że brakowało mu talentu Zinedine'a Zidane'a czy Roberta Baggio) i charyzmą.

– Choć w drużynie były takie osobowości jak Zinedine Zidane, Edgar Davids czy Didier Deschamps, Carlo Ancelotti i Marcello Lippi prosili go, by przekazywał kolegom ich pomysły, bo mieli do niego zaufanie – zaznacza Giorgio Perinetti, ówczesny pracownik Juventusu.

Wiedza zebrana w trakcie kariery przynosi teraz efekty. Z Bari awansował do Serie A, Juventus wprowadził ponownie na szczyt po aferze calciopoli, krzewiąc styl oparty na intensywności i wysokim pressingu. Reprezentację Włoch, która poniosła klęskę na mundialu w Brazylii, uczynił jedną z najładniej grających ekip na Euro we Francji.

– To największy perfekcjonista, jakiego znam – opowiadał na łamach „Guardiana" Luca Marrone, były podopieczny Contego w Juventusie. – Wszystko robi z maniakalną precyzją i dbałością o szczegóły. Godzinami rozmawia z zawodnikami, chcąc przygotować ich na każdą sytuację. Żąda od nich pełnego zaangażowania. Jest w stanie pogodzić się z porażką tylko wtedy, gdy dałeś z siebie 100 procent. Na początku może to być przytłaczające, ale gdy zrozumiesz, że dzięki tym metodom możesz wiele zyskać, zaczynasz je akceptować.

Massimo Carrera – asystent Contego w Juventusie, a obecnie szkoleniowiec Spartaka Moskwa – przekonuje, że ta obsesyjna dbałość o detale to wielka broń Contego. – Przygotowuje piłkarzy do meczu tak, że nic nie jest w stanie ich zaskoczyć. Ale tajemnica sukcesu tkwi też w jego entuzjazmie, tej energii, którą zaraża swoich graczy – twierdzi Carrera.

Simone Pepe, który podobnie jak Marrone miał okazję trenować pod skrzydłami Contego w Turynie, zwraca uwagę na jego umiejętności motywacyjne: – Nigdy nie zapomnę odpraw przed naszymi meczami. Mieliśmy po nich wrażenie, że jesteśmy niezwyciężeni. Wychodziliśmy na boisko z nastawieniem, że zjemy przeciwnika. Kiedyś przed ważnym spotkaniem podszedł do każdego z nas i powtarzał: „Pamiętaj, że jesteś najlepszy na świecie. Nie ma rzeczy, której nie możesz zrobić". Po takich słowach musieliśmy zagrać fantastycznie.

32 x praca

Wszyscy, którzy mieli przyjemność z nim pracować, przyznają, że można z Antoniem porozmawiać nie tylko o futbolu, ale także o sprawach prywatnych, zawsze służy dobrą radą. Lubi żartować, ale nie pozwala, by rozluźnienie wkradło się do gry. Wedle zasady: najpierw obowiązki, później zabawa.

„Guardian" wyliczył, że na swojej pierwszej konferencji w Londynie słowa „praca" użył 32 razy. Ale zaraz potem w ośrodku treningowym Chelsea zorganizował grilla dla piłkarzy, członków sztabu szkoleniowego i ich rodzin. A wspólne wyjścia na kolacje, które stały się rytuałem, pomogły scalić rozbitą grupę.

Sukces Contego nie mógł pozostać niezauważony w jego ojczyźnie. Gazeta „Corriere dello Sport" przypomina, że to kolejny Włoch, który sięgnął po mistrzostwo Anglii. I to już rok po triumfie Claudia Ranieriego z Leicester.

Nie bez znaczenia był fakt, że Chelsea, w przeciwieństwie do najgroźniejszych rywali, nie musiała grać co trzy dni. Paradoksalnie brak awansu do europejskich pucharów wyszedł jej na dobre. Conte mógł poświęcić więcej czasu na analizę materiałów wideo. Przyznaje, że na początku zawodnicy nie byli przyzwyczajeni do takiego stylu pracy, po pięciu, dziesięciu minutach myślami byli gdzie indziej. – Robimy to nie po to, by szukać winnych, tylko by zobaczyć, co da się poprawić – wyjaśnia.

Pat Nevin, który w latach 80. rozegrał ponad 250 meczów w Chelsea, twierdzi, że Conte pokazał dopiero cząstkę swoich umiejętności. I nie może się już doczekać jego pojedynków z Pepem Guardiolą i Jose Mourinho, których zespoły w przyszłym sezonie powinny być jeszcze silniejsze.

Conte, kuszony przez Inter wysokimi zarobkami (równowartość 250 tys. funtów tygodniowo), zapewnia, że nie planuje nigdzie się ruszać. Kolejnym krokiem w Londynie ma być wygranie Ligi Mistrzów. Tego w trenerskim CV nadal mu brakuje. Roman Abramowicz już szykuje fortunę na transfery. I dużą podwyżkę dla Contego.

Del Piero nie ma wątpliwości, że ciąg dalszy tej opowieści wkrótce nastąpi: – Po uroczystej kolacji Antonio na pewno powiedział chłopakom: „Następny rok będzie trudniejszy. Cieszmy się tym, co osiągnęliśmy, ale pamiętajmy, że mamy jeszcze wiele do zrobienia".

Parkiet PLUS
Sytuacja dobra, zła czy średnia?
Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Materiał Promocyjny
Banki muszą wyjść poza strefę komfortu
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy