– Chcemy przede wszystkim zorganizować w tym roku mistrzostwa kraju oraz dwa duże memoriały: Janusza Kusocińskiego i Ireny Szewińskiej. Przygotowujemy różne opcje, ale wszystko zależy od rozwoju epidemii oraz postępowania rządu – przyznaje w rozmowie z „Parkietem" wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki (PZLA) Tomasz Majewski. – Wierzę, że uda nam się przeprowadzić duże zawody z obsadą międzynarodową – dodaje Sebastian Chmara, także wiceprezes PZLA.
Przedstawiciele królowej sportu teoretycznie mogliby wrócić do rywalizacji w III etapie „odmrażania" polskiej gospodarki, kiedy władze pozwolą na organizację imprez sportowych do 50 osób. PZLA ma nawet plan takich zawodów – organizowanych w następujących po sobie blokach konkurencji (biegi, rzuty, skoki), z limitem zawodników i sędziów, bez udziału kibiców, ale z transmisją internetową lub telewizyjną.
Działacze liczą, że rywalizację w krajowej obsadzie uda się przeprowadzić pod koniec sierpnia. Sezon może potrwać nawet do października. Imprez potrzebują wszyscy: organizatorzy, menedżerowie, sędziowie oraz sami zawodnicy. Przeciętny polski medalista wielkiej imprezy za start w dużym mityngu może zarobić 5–10 tys. euro. Stawki w mniejszych zawodach są niższe. Kulomiot Michał Haratyk mówił „Przeglądowi Sportowemu", że zdarza mu się startować za 2,5 tys. zł brutto.
Tyczkarka na robotach drogowych
Polacy mają ten przywilej, że duża część kadry cieszy się kontraktami z producentami sprzętu i rządowymi spółkami: Orlenem, Energą, Grupą Azoty. W przypadku Orlenu, który współpracuje z kilkudziesięcioma lekkoatletami, dolna granica rocznego wsparcia to – nieoficjalnie – 50 tys. zł. Dla takiego zawodnika startowe i premie to tylko część domowego budżetu. Za granicą często mają gorzej.
Jedna z czołowych młociarek świata, Amerykanka Gwen Berry, rozważa rozpoczęcie pracy lub zasiłek dla bezrobotnych. – Lekkoatleci w naszym kraju nie mają takich pieniędzy jak koszykarze, futboliści czy baseballiści. Jesteśmy amatorami – nie kryje w rozmowie z BBC. Doświadczona zawodniczka ma problem, bo rok temu na igrzyskach panamerykańskich podczas dekoracji podniosła w górę zaciśniętą dłoń. Ten polityczny gest kosztował ją utratę sponsora. – Straciłam wszelkie źródła dochodu – mówi.