Zła wiadomość jest taka, że teoretycznie cykl Kitchina swój kolejny szczyt ma osiągnąć już lada chwila – w okolicach maja br. (co ciekawie komponuje się ze znaną z Wall Street maksymą „sell in May and go away"). Niestety, a może w tym przypadku raczej na szczęście, omawiany cykl nie jest perfekcyjną maszynerią, która zawsze idealnie wskazywała w przeszłości punkt kulminacyjny. Przykładowo, na przestrzeni ostatniego dziesięciolecia w każdym z trzech przypadków rzeczywisty szczyt WIG przed wejściem w fazę opadającą był mniej lub bardziej opóźniony w stosunku do modelowego cyklu. Najbliżej modelu była górka z początku 2018 roku, która spóźniła się zaledwie o dwa miesiące, z kolei największe opóźnienie – wynoszące aż 11 miesięcy – odnotowaliśmy w 2015 roku (na usprawiedliwienie trzeba dodać, że przez te 11 miesięcy WIG zyskał raptem 8 proc., koszt więc pozostania poza rynkiem był stosunkowo niewielki). Podobnie wyglądało to na globalnym rynku akcji.
Można zatem z dość sporym prawdopodobieństwem założyć, że faktyczny szczyt na GPW i tym razem powinien mieć miejsce z niebagatelnym opóźnieniem względem teoretycznej sinusoidy.
Będzie rekord?
Za tym założeniem przemawiają zresztą inne fakty. Zauważmy, że w obecnym cyklu Kitchina ostatni dołek (III 2020) w rekordowym stopniu opóźnił się względem modelu, według którego powinien był mieć miejsce... siedem miesięcy wcześniej (VIII 2019 r.), za co obwiniać można oczywiście nietypowy czynnik w postaci pandemii.
W efekcie cała faza opadająca cyklu tym razem wynosiła nie modelowe ok. 20 miesięcy, lecz aż 26 miesięcy (I 2018 r. – III 2020 r.). Logiczne wydaje się zatem przypuszczenie, że proces odwrotny, czyli wychodzenie z tej zapaści, również powinien być odpowiednio długi, a więc w tym przypadku wykraczać poza ramy standardowej sinusoidy.
Na kolejnym wykresie pokazujemy, że historycznie szczyty cyklu (rzeczywiste, a nie modelowe) oddalone były od poprzedzających je dołków średnio o 31 miesięcy (innymi słowy, rzeczywiste fale wznoszące trwały, przeciętnie rzecz biorąc, 31 miesięcy, czyli sporo ponad połowę całego cyklu Kitchina). Jeśli odmierzyć owe 31 miesięcy od dołka sprzed roku, otrzymujemy dopiero... październik 2022 jako potencjalny szczyt.
Do tych rozważań dorzućmy jeszcze jedną obserwację – w niemal wszystkich historycznych przypadkach każdy kolejny cykliczny szczyt był położony powyżej poprzedniej górki (z jednym jedynym wyjątkiem – położonego kosmicznie wysoko szczytu z 2007 roku nie udało się pokonać do tej pory). Jeśli ta reguła ma nadal obowiązywać, to byki na GPW nie powinny składać broni, zanim WIG pokona poprzednią górę ze stycznia 2018 roku na poziomie ok. 66 tys. pkt. Można zaryzykować tezę, że w tym cyklu krajowy indeks powinien więc sięgnąć po nowy rekord wszech czasów.