56 proc. badanych deklaruje, że nie ma w portfelu więcej niż kilkadziesiąt złotych. Jedynie 20 proc. badanych zwykle nosi 100 zł i więcej. To efekt rosnącej liczby kart płatniczych i miejsc, gdzie są one akceptowane. Zbliżeniowo można płacić trzema na każde cztery wydane w Polsce karty. Wzrost popularności takich kart, połączony z jednoczesnym spadkiem kosztów obsługi płatności kartami dla sprzedawców, wywołał w ostatnich latach prawdziwy boom na elektroniczne płatności.
Według danych NBP w I kwartale prawie dwie trzecie wszystkich transakcji kartami stanowiły transakcje zbliżeniowe. 563 tys. terminali obsługiwało wtedy płatności kartami. W ciągu roku ich liczba wzrosła o prawie 18 proc. Co ważne, coraz szybciej znikają miejsca, gdzie karty nie są akceptowane. Płacić kartą i telefonem można już w pociągach, placówkach Poczty Polskiej, w ponad 500 urzędach w całym kraju.
Za zakupy coraz częściej płacimy nie tylko kartami, ale i telefonem. Można to robić, na przykład zapisując w jego pamięci wydaną przez bank kartę. Telefon zamienia się wtedy w kartę płatniczą z funkcją zbliżeniową. Inna możliwość to skorzystanie z systemu BLIK, do którego dostęp ma 4,5 mln użytkowników aplikacji mobilnych. Popularność BLIK systematycznie rośnie – w każdym kolejnym kwartale liczba realizowanych transakcji jest większa o 50 proc. W I połowie roku klienci zapłacili w ten sposób 13 milionów razy.
W wielu miejscach w Polsce można żyć, płacąc wyłącznie elektronicznie. W taki sposób funkcjonuje jedna czwarta Polaków. Dopiero gdy gdzieś karty nie są akceptowane, wypłacają pieniądze z bankomatu.