Jeszcze na początku lipca panowały szampańskie nastroje. Kulminowały się one mniej więcej wraz z początkiem sezonu wynikowego amerykańskich spółek. Już bowiem wtedy można było zakładać, że raportowane rezultaty zaskoczą bardziej optymistycznie niż zwykle. Na początku sierpnia, kiedy sezon wynikowy dobiega już końca, te pozytywne zaskoczenia ująć można w interesujące statystyki. Otóż wg FactSet aż 79 proc. spółek podało zyski wyższe od oczekiwań, co jest odsetkiem wyższym niż pięcioletnia średnia (77 proc.) oraz dziesięcioletnia średnia (73 proc.). W tym kontekście zaskakujące było zachowanie cen akcji spółek raportujących wyniki lepsze od oczekiwań. Otóż średnio kursy ich akcji spadały o 0,5 proc. Było to nieintuicyjne zachowanie, gdyż w ostatnich pięciu latach akcje spółek prezentujących wyniki lepsze od oczekiwań rosły średnio o 1 proc. Ostatni raz z tak dużą dysproporcją mieliśmy do czynienia 12 lat temu, czyli w 2011 roku. Wówczas kursy akcji spółek raportujących lepsze od oczekiwań wyniki spadły średnio aż o 2,1 proc.
Statystyka ta nabierać może nowego znaczenia w kontekście ostatniej decyzji agencji Fitch, która na początku miesiąca zdecydowała się na obniżenie ratingu wiarygodności kredytowej USA z maksymalnej oceny „AAA” do „AA+”. Otóż na bardzo podobny ruch w sierpniu 2011 roku zdecydowała się inna agencja – S&P. Wówczas zbiegło się to z trwającą dwa miesiące korektą, która zakończyła się dopiero w październiku. Poprzedziło to jednak trudny 2012 rok, szczególnie dla Starego Kontynentu, który zmagał się wówczas z recesją i kryzysem zadłużeniowym. Oczywiście nie można z tych analogii wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Ruch agencji S&P sprzed dwunastu lat był po prostu wygodnym pretekstem do korekty, a to, co działo się później w globalnej gospodarce, zadziałoby się niezależnie od tego, jaki rating miałyby USA. Tym razem może być jednak podobnie, gdyż negatywna informacja padła na podatny grunt i służyć może za wygodny argument do korekty. Ta „wisiała w powietrzu” już z końcem poprzedniego miesiąca i sygnalizowało to takie, a nie inne, zachowanie kursów akcji spółek raportujących lepsze od oczekiwań wyniki.
W kontekście opisywanej analogii ciekawe mogą być dwie kwestie. Pierwsza to charakter korekty, gdyby miała się ona dalej rozwinąć. Im będzie ona płytsza, tym silniejszy rynek będzie oznaczała. Druga to międzyrynkowe zachowanie różnych klas aktywów i sektorów w ich ramach. Mogą one sygnalizować powolne pozycjonowanie inwestorów na przyszły rok. Wydaje się bowiem, że jego motyw przewodni będzie inny niż w tym roku (dezinflacja) czy minionym (szok energetyczny). Jak na razie wydaje się, że spektrum możliwości jest wyjątkowo szerokie i sięga od recesji do ożywienia. Taka to niestety specyfika postpandemicznych zmiennych i niepewnych czasów.