Rynek uznałby bankructwo USA za oficjalne, jeśli nie doszłoby do spłaty obligacji. Janet Yellen z Departamentu Skarbu wskazuje, że wszelkie środki na spłatę zobowiązań skończą się 1 czerwca, który to termin jest uznawany obecnie za „datę X”. Wobec tego mamy niecały tydzień do potencjalnie jednej z większych katastrof finansowych na świecie. Czy faktycznie mamy się czego bać?

Limit zadłużenia w Stanach był podnoszony lub zawieszany kilkadziesiąt razy w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Nie jest to w takim razie nic nowego. USA prowadzą nieustanną politykę deficytu budżetowego, co oznacza ciągłą potrzebę zaciągania nowego długu. Kraj ten może sobie na to pozwolić, gdyż dolar jest uznawany za walutę rezerwową na świecie, a dodatkowo stanowi podstawę całego międzynarodowego handlu. Wobec tego obserwujemy stały spory popyt na amerykańskiego dolara, bez którego nie byłaby możliwa jego siła.

Biorąc to wszystko pod uwagę, podniesienie limitu zadłużenia powinno być formalnością. Oczywiście problem pojawia się wtedy, kiedy nie mamy pełnej zgody politycznej, a taka przydarza się m.in. w momencie podzielonego Kongresu. Izba Reprezentantów w rękach republikanów chce większych cięć wydatków w celu stabilizacji budżetu, a na to nie chce zgodzić się Partia Demokratyczna ze swoim rozbudowanym planem dużych wydatków socjalnych.

Obecnie na głównym rachunku Departamentu Skarbu znajduje się ok. 116 miliardów dolarów, co jest naprawdę małą ilością gotówki. Mniej więcej tyle USA będą musiały spłacić właśnie 1 czerwca. Oczywiście nie wliczamy w to sporych kwot, które do spłacenia będą jeszcze w ostatnich dniach maja, choć na to pieniądze są już odłożone. Niemniej największym problemem wydaje się okres 6–8 czerwca, kiedy USA będą musiały spłacić kolejne spore kwoty z zapadających obligacji. To właśnie rentowności 10-letnich obligacji zapadających z początkiem czerwca notowane były w okolicach 7 proc. Jak wskazywała agencja Bloomberg, przy takich poziomach rentowności obligacji rządowych nie różnią się od obligacji ze śmieciowym ratingiem w USA. Kluczowa dla Departamentu Skarbu jest spłata wszelkich zobowiązań do 15 czerwca, gdyż wtedy na rachunki rządowe będą wpływać środki z kwartalnych podatków.

Z drugiej strony może dojść do innego ciosu dla amerykańskiego długu. Fitch grozi bowiem możliwością obniżenia ratingu USA, co mogłoby doprowadzić do jeszcze większych problemów na rynkach. Warto wspomnieć, że niektóre fundusze posiadają politykę inwestycyjną, która pozwala inwestować w papiery jedynie najwyższej jakości. W 2011 r. w podobnej sytuacji doszło do obniżenia ratingu przez S&P, ale ostatecznie limit zadłużenia udało się podnieść i doszło do uratowania gospodarki przed bankructwem. Czy historia powtórzy się także tym razem? A może jednak dojdzie do największego w historii precedensu i bankructwa największej gospodarki na świecie?