Wyniki za I kwartał potwierdziły, że zamieszanie w amerykańskim sektorze bankowym ominęło szerokim łukiem największe banki, co więcej, umocniło ich pozycję z uwagi na masowe przenoszenie depozytów z banków regionalnych. Tymczasem ogólny wydźwięk sprawozdań opublikowanych dotychczas przez niektóre amerykańskie banki regionalne sugeruje, że sytuacja w sektorze została w dużym stopniu opanowana.

Jak podaje „Wall Street Journal”, wśród największych banków regionalnych, które opublikowały raporty (pomijając First Republic Bank), łączny spadek nieoprocentowanych depozytów w I kwartale wyniósł około 8 proc. Warto również zwrócić uwagę, że w niektórych przypadkach wskazywano, że w I połowie kwietnia banki odnotowywały już napływy depozytów (łącznie ok. 20 mld USD). Nie zmienia to jednak faktu, że wynik odsetkowy netto banków regionalnych znajdzie się w kolejnych kwartałach pod silną presją rosnących kosztów związanych z oprocentowaniem depozytów. Banki regionalne, walcząc o depozyty klientów, będą zmuszone utrzymywać atrakcyjne stawki oprocentowania, być może zbliżone nawet do rentowności popularnych w ostatnim czasie funduszy pieniężnych.

Po poniedziałkowej sesji poznaliśmy raport First Republic Banku, który w marcu znalazł się na krawędzi i niemal podzielił losy SVB oraz Signature Banku. W I kwartale z banku odpłynęło nieco ponad 40 proc. depozytów, co odpowiada spadkowi ze 176,4 mld USD do 104,5 mld USD. Podczas krótkiej konferencji wynikowej CEO banku zaznaczył, że sytuacja związana z wypłatą depozytów ustabilizowała się i w trzech pierwszych tygodniach kwietnia odnotowano ich spadek zaledwie o 1,7 proc. Warto wspomnieć, że bank pomimo krytycznego kwartału osiągnął zysk w kwocie 269 mln USD (spadek o 33 proc. r./r.), co okazało się wartością wyższą od rynkowych prognoz. Przed zarządem banku stoi jednak wiele wyzwań – m.in. zmiana struktury bilansu oraz cięcia kosztów związane ze zwolnieniem do 25 proc. pracowników.

Tymczasem sezon publikacji wyników w USA w tym tygodniu wkracza w kluczową fazę. Swoje rezultaty opublikują między innymi spółki big tech (Microsoft, Alphabet, Amazon, Meta), na których głównie opierały się tegoroczne wzrosty indeksu S&P 500. Do tej pory swoimi raportami pochwaliło się około 20 proc. spółek należących do tego indeksu i w ujęciu zagregowanym ich spadek zysku wyniósł 6,2 proc. r./r. Choć wciąż mówimy o spadku w ujęciu rocznym, wiele wskazuje na to, że nie będzie on tak głęboki, jak zakładano na starcie sezonu wyników (prognozy wskazywały na zagregowany spadek zysków o 6,7 proc. r./r).