Bernanke zaznaczył w poniedziałek, że Fed będzie uważnie przyglądał się notowaniom „zielonego” oraz że zależy mu na utrzymaniu silnego dolara. W reakcji na te słowa kurs EUR/USD spadł z 1,4968 dolara do 1,4878 dolara. Jednak tylko na chwilę. Godzinę później po tym załamaniu nie było już śladu. Późniejsza wypowiedź Richard Fisher z oddziału Fed w Dallas nt. dolara („nie widać zwiększonego ryzyka deprecjacji dolara, ale gdyby się pojawiło, to Fed będzie musiał podjąć adekwatne środki”), nie wywołała już najmniejszej reakcji amerykańskiej waluty.
Kurs EUR/USD od ponad tygodnia próbuje wybić się powyżej październikowego szczytu (1,5027). Pomimo, że temu procesowi sprzyja kontynuacja wzrostów na rynkach akcji (dolar wykazuje ujemną korelację z indeksami giełdowymi), to znaczenie bariery zlokalizowanej powyżej poziomu 1,50 dolara systematycznie rośnie. Na gruncie analizy technicznej rośnie więc prawdopodobieństwo spadków. Pierwszym, wstępnym sygnałem sprzedaży będzie zejście euro poniżej 1,4844, czyli poniżej dołka z 12 listopada na wykresie dziennym. Spadek poniżej 1,4715 dolara (dołek z 28 października br.), skutkujący utworzeniem formacji kilkutygodniowej podwójnego szczytu, będzie właściwym sygnałem sprzedaży. Sygnałem kupna będzie natomiast zdecydowane wybicie powyżej październikowego szczyty, co otworzy drogę do 1,60. Szef Fed mówił wczoraj nie tyle o dolarze, co o amerykańskiej gospodarce. Powtórzył, że stopy procentowe przez dłuższy czas pozostaną na niskim poziomie, gdyż wzrost gospodarczy w przyszłym roku będzie umiarkowany. Stwierdził również, że rynek pracy pozostanie słaby.
Jego słowa znajdują odzwierciedlenie w opublikowanych w poniedziałek prognozach gospodarczych przez oddział Fed z Filadelfii. W dół zostały skorygowane dane nt. spadku PKB w tym roku z -2,6 do -2,5 proc. oraz podwyższone oczekiwania co do dynamiki PKB w latach 2010-2012. Jednocześnie zostały podwyższone prognozy stopy bezrobocia. W 2009 roku z 9,2 do 9,3 proc., w 2010 z 9,6 do 10 proc., w 2011 z 8,9 do 9,2 proc., a w 2012 z 8 do 8,3 proc.
Słowa Bena Bernanke, podobnie jak i prognozy filadelfijskiego Fedu, nie zrobiły na graczach z Wall Street większego wrażenia. Podobnie zresztą, jak opublikowane przed sesją nieco gorsze od oczekiwań dane ze Stanów Zjednoczonych. To kolejny przypadek gdy amerykańscy inwestorzy ignorują negatywne impulsy. Tak dobre nastroje sprawiają, że droga do dalszych wzrostów wydaje się być otwarta. Zwłaszcza po tym, jak wczoraj indeksy S&P500 i Nasdaq Composite pokonały październikowe szczyty. Warunkiem takich wzrostów jest jednak dalsze osłabienie dolara, które mogłoby napędzić wzrost cen surowców i tym samym stać się kolejnym motorem napędowym zwyżki na giełdach. Bez tego będziemy mieli powtórkę z ostatnich miesięcy, gdy po dynamicznych wzrostach w pierwszej połowie miesiąca, końcówka przynosi korekcyjne spadki. Wtorkowy poranek przynosi umiarkowany spadek cen ropy, po tym jak wczoraj mocno poszybowały one w górę w ślad za słabnącym dolarem i rosnącymi giełdami. O godzinie 9:40 za baryłkę ropy Brent trzeba było zapłacić 78,39 dol. wobec 78,66 dol. w poniedziałek na zamknięciu.
Wczorajszy wzrost o 3,1 proc., jakkolwiek zaowocował długą białą świecą na wykresie dziennym, to nie zmienił układu sił na wykresie. Od trzech tygodni obserwujemy tam konsolidację. Wybicie z niej wskaże kierunek zmian w kolejnych tygodniach. W tej chwili, na gruncie analizy technicznej, utrzymuje się większe prawdopodobieństwo wybicia górą niż dołem. Jeżeli przyjąć, że skala wzrostu byłaby porównywalna do impulsu poprzedzającego opisaną konsolidację, to nie można wykluczać, że na początku przyszłego roku za baryłkę ropy Brent trzeba będzie zapłacić 90 dol. Podobnie jak w przypadku giełd, taki wzrost będzie musiał iść w parze z przeceną dolara. Bez tego prawdopodobieństwo zwyżki jest znikome. Wtorek, podobnie jak poniedziałek, obfituje w publikacje makroekonomiczne. Na pierwszy plany wysuwają się dane o produkcji przemysłowej w USA. Zostaną one opublikowane o godzinie 15:15. Rynek prognozuje, że w październiku produkcja wzrosła o 0,4 proc. po tym jak miesiąc wcześniej wzrost ten sięgnęła 0,7 proc.Inwestorzy dziś poznają jeszcze dane o inflacji konsumenckiej w Wielkiej Brytanii (godz. 10:30), bilansie handlowym Strefy Euro (godz. 11:00), inflacji producenckiej w USA (godz. 14:30) i napływie kapitałów do USA (godz. 15:00). Na godzinę 11:30 zaplanowane jest natomiast wystąpienie publiczne szefa Narodowego Banku Szwajcarii, które będzie poświecone kryzysowi.