Jeśli jednak Fed zdecydowałby się na ograniczenie QE w czerwcu, nastąpi to akurat w momencie, gdy globalna gospodarka znów dostaje zadyszki.
Gołębie nie poddadzą się bez walki
W opublikowanych wczoraj minutes z posiedzenia Fed (przełom kwietnia i maja) znalazło się zdanie mówiące, iż część członków Fed chciałaby ograniczenia QE już na czerwcowym posiedzeniu. To zdanie zrobiło na rynkach, gdyż faktycznie jest pierwszą tak otwartą sugestią zacieśnienia. Do tego warto pamiętać, iż posiedzenie odbyło się po słabych danych z rynku pracy za marzec, a przed dobrymi za kwiecień. Zacieśnienie w czerwcu naszym zdaniem nie jest jednak przesądzone. W komunikacie znalazły się bowiem stwierdzenia, iż stopa bezrobocia spada po części ze względu na malejącą podaż pracy, a do tego inflacja jest coraz niższa i Fed powinien rozważyć zwiększenie (!) dodruku, gdyby ta spadła jeszcze bardziej. Wypowiedzi te trzeba interpretować z pewnym dystansem. Jastrzębie wypowiedzi padają głównie z ust regionalnych członków Fed, którzy rotują w głosowaniach, zatem ich wpływ na głosowania jest relatywnie mniejszy niż stałych członków zarządu banku, gdzie z kolei dominują gołębie. Argument niskiej inflacji traktujemy jako zagrywkę negocjacyjną, która ma stanowić przeciwwagę dla nawoływań do zacieśnienia.
Naszym zdaniem wiele zależy od danych z rynku pracy za maj, a jeszcze więcej od przewodniczącego Bernanke (w Fed decyzję podejmuje się na zasadzie konsensusu, wypracowywanego przez przewodniczącego). Ten zaś stał się ostatnio bardziej enigmatyczny. Bernanke, który przez miesiące nie widział problemów związanych z polityką Fed, ostatnio sporo mówi o jej negatywnych aspektach. We wczorajszym wystąpieniu dominuje jednak stwierdzenie, iż zbyt wczesne ograniczenie zakupów mogłoby zaszkodzić ożywieniu. Dlatego, o ile dane za maj nie będą bardzo dobre (wzrost zatrudnienia powyżej 200 tys. i kolejny spadek stopy bezrobocia) Fed jeszcze poczeka z okraczeniem skali zakupów.
Chiny łapią zadyszkę, dziś również dane z Europy
Wskaźnik aktywności ekonomicznej w chińskim przemyśle według HSBC/markit (który jest wskaźnikiem bardziej wiarygodnym niż rządowy PMI) znalazł się w marcu na poziomie 49,6 pkt., pierwszy raz poniżej granicy 50 pkt. od października. Jest to kolejny sygnał świadczący o tym, iż efekt stymulacji gospodarczej z drugiej połowy ubiegłego roku ustępuje. Chińskie władze są obecnie w dość nieciekawej sytuacji. Przemysł hamuje, a jednocześnie sytuacja na rynku nieruchomości (w dużej mierze właśnie w wyniku ekspansji monetarnej) zaczyna wymykać się spod kontroli (w kwietniu roczna dynamika cen nowych domów wyniosła blisko 10%). Nowe władze wielokrotnie podkreślały, iż chcą schłodzenia rynku nieruchomości i jeśli rzeczywiście będą w tym konsekwentne będzie musiało to oznaczać jeszcze niższy wzrost gospodarczy (nakłady inwestycyjne na samym rynku nieruchomości w Chinach przekraczają 14% PKB).
Dane z Chin to zła wiadomość dla Europy, a zatem również dla euro. Dziś poznamy wskaźniki PMI dla Francji i Niemiec. Jeśli dane te nie pokażą poprawy wobec poprzednich (słabych) miesięcy, będzie rosła szansa na obniżenie stopy depozytowej przez EBC, a to będzie wywierało presję na euro. Jeszcze dziś do tych danych odnieść będzie się mógł szef EBC, który występuje w Londynie (21.30). W przemówieniu dotyczącym przyszłości Europy w globalnej gospodarce może jednak zabraknąć bieżących wątków.