To nic, że w podobnym tonie mówił na „partyjnym spotkaniu" w zeszłym tygodniu minister finansów Wolfgang Schauble. Dla rynku nie ma też znaczenia, że Niemcy dają wyraźnie do zrozumienia, że nie włożą nawet o jedno euro więcej do EFSF ponad ustalone w lipcu i zaakceptowane przez Bundestag 211 mld EUR – zlewarowanie EFSF może odbyć się, zatem na dwa sposoby o których mówi się na rynku od niedzieli. Pierwszy to 20-30 proc. gwarancje pokrycia strat dla nabywców nowych obligacji państw strefy euro, drugi to powołanie specjalnego wehikułu SPIV na bazie środków z EFSF, do którego zaprzęgnięci mieliby zostać też prywatni inwestorzy (liczy się na Brazylię i Chiny, a także Międzynarodowy Fundusz Walutowy). O mankamentach tych rozwiązan pisałem w poniedziałkowym, rannym raporcie. Inwestorzy nie przejmują się też tym, że kanclerz Angela Merkel chciałaby „dobrowolnej" zgody inwestorów prywatnych na 60 proc. stratę na greckich obligacjach – bankowcy poprzez swoje stowarzyszenie IIF mówią jednak wyraźnie – 40 proc. to wszystko na co możemy się zgodzić. No chyba, że nie będzie to już „dobrowolne", a przymusowe działanie. Niemniej wtedy agencje ratingowe odczytają to już jednoznacznie jako bankructwo Grecji – czy Europa jest na nie w pełni przygotowana? Jakoś nie widać, aby poza deklaracjami o konieczności podjęcia bardziej odważnych reform, ktoś pomyślał o finansowym zabezpieczeniu Włoch, czy Hiszpanii – ograniczyło się tylko do wezwania Silvio Berlusconiego na „dywanik", na co premier Włoch odpowiedział później, iż jego kraj samodzielnie prowadzi odpowiedzialną politykę. Kolejne zagrożenie na które trzeba zwrócić uwagę, to jutrzejsze wystąpienie kanclerz Merkel w Bundestagu i późniejsze głosowanie, które ma niejako usankcjonować stanowisko Niemiec na unijnym szczycie, który rozpocznie się o godz. 18:00. Teoretycznie Bundestag ma się tym zająć kilka godzin wcześniej. A co jeżeli, ktoś cynicznie wykorzysta możliwości proceduralne, aby opóźnić głosowanie – to niby jest mało prawdopodobne, ale sam fakt, iż teoretycznie możliwe, może rodzić dodatkową niepewność. W efekcie dzisiaj rano inwestorzy zdają się być bardziej ostrożniejsi, chociaż EUR/USD utrzymuje się powyżej poziomu 1,39...
Wczoraj rano zwróciłem państwa uwagę na wątek związany z ostatnimi wypowiedziami członków FED i zbliżającym się posiedzeniem FOMC (1-2 listopada). Wczoraj głos zabrał William Dudley, którego zdaniem bank centralny powinien rozważyć dodatkowe zakupy obligacji zabezpieczonych hipotekami (MBS), aby wesprzeć mizerny wzrost gospodarczy. To już kolejna opinia z FOMC, zdająca się pokazywać, że w łonie banku centralnego narasta presja na działania zbliżone do QE3. To teoretycznie może osłabiać dolara, ale wydaje się wątpliwe, aby FOMC rzeczywiście zdecydował się na QE3 w najbliższych miesiącach – Ben Bernanke dał jasno do zrozumienia, iż taka opcja jest możliwa tylko, gdyby pojawiło się zagrożenie deflacją. No chyba, że strefa euro wpadłaby w jeszcze większe turbulencje, co mogłoby się dość negatywnie przełożyć na globalną gospodarkę... Wtedy jednak dolar wpierw mocno by zyskał.
W kraju o godz. 10:00 Główny Urząd Statystyczny podał dane o sprzedaży detalicznej i bezrobociu we wrześniu. Sprzedaż wzrosła aż o 11,4 proc. r/r (oczekiwano jej wyhamowania do 9,9 proc. r/r), ale stopa bezrobocia wyniosła 11,8 proc. (szacowano 11,6 proc.). Generalnie dane są jednak pozytywne, chociaż czy przełożą się na notowania złotego? Biorąc pod uwagę wątpliwości związane z jutrzejszym szczytem Unii Europejskiej – chyba nie do końca.
EUR/PLN
: Dość silne wsparcie to strefa 4,34-4,35 i jej sforsowanie wydaje się mało prawdopodobne. Nadal pozostajemy w przedziale 4,35-4,40. Test górnego ograniczenia jest możliwy jeszcze w tym tygodniu.