Patrząc na reakcję rynków po publikacji wyników euro-szczytu, który zakończył się w nocy ze środy na czwartek, można było odnieść wrażenie, że politycy rzeczywiście opracowali kompleksowy plan, który pomoże przełamać kryzys w Eurolandzie. Zwiększenie drugiego planu pomocowego dla Grecji do 130 mld EUR i zgoda na odpisanie blisko 100 mld EUR greckiego długu przez prywatny kapitał, to niewątpliwie sygnały, że Europa nie pozwoli na bankructwo Aten w najbliższych miesiącach. Tyle, że te działania nie dają żadnych gwarancji realnego uzdrowienia Hellady w najbliższych latach – na Greków najpewniej nadal trzeba będzie się dokładać, co im dłużej będzie trwać, tym będzie trudniejsze do wytłumaczenia przez polityków. Zwłaszcza, że może się okazać, iż konieczne będzie większe umorzenie greckiego długu...
Warto też poruszyć kwestię zlewarowania Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej do około 1,0-1,1 bln EUR, ale to realnie oznacza więcej, biorąc pod uwagę fakt, iż politycy mówili o cztero, pięciokrotnym zwiększeniu finansowej mocy Funduszu. Wygląda to dość dobrze, ale może takim pozostać tylko na papierze. Wprawdzie szczegóły tej operacji mamy poznać do końca listopada, to już teraz widać wiele zagrożeń. Pomysł gwarantowania części strat nabywcom nowych obligacji państw strefy euro może generować patologiczne sytuacje na rynku (bo co z posiadaczami „starych" papierów) i być może okaże się tez niezgodny z unijnym prawem (o tym już pisała prasa). Dlaczego, zatem po euro-szczycie politycy dają do zrozumienia, iż możliwe byłoby połączenie wspomnianej opcji „ubezpieczania" wraz z wariantem skupowania „starych" obligacji przez EFSF (na rynku wtórnym), ale w oparciu o dodatkowe fundusze ze strony zewnętrznych inwestorów? Nie tylko w celu wyeliminowania wymienianych wcześniej patologii, ale głównie w obawie o to, że świat z rezerwą podejdzie do ratowania Europy. Kwota 1,0-1,1 bln EUR nie jest potwierdzona przez wyliczenia, czy też deklaracje ze strony potencjalnych „donatorów". Tymczasem ostrzeżenia tych, którzy twierdzą, iż EFSF stanie się największym na świecie „trefnym" funduszem, mogą nie być pozbawione obaw – wszystko zostało oparte na ryzykownym założeniu, że strefa euro nie wejdzie w najbliższych kilkunastu miesiącach w recesję, a rządy poszczególnych krajów będą sukcesywnie odbudowywać zaufanie inwestorów przez podejmowane działania reformujące gospodarki. To jednocześnie oznacza, że ECB będzie świadomy konieczności podtrzymywania wzrostu PKB, mimo braku takiego mandatu. Uwzględniając silny opór Niemiec, co do niestandardowych działań, może to zrobić przez cięcie stóp procentowych – dlatego tak ważny może okazać się czwartkowy komunikat ECB (zwłaszcza, że Mario Draghi może okazać się większym pragmatykiem od J.C.Tricheta) . Kolejna sprawa to proces reform we Francji – jeżeli agencje ratingowe stwierdzą, że to co robi ekipa Sarkozego to za mało i kraj ten straci obecny rating w ciągu kilkunastu miesięcy, to obecne bardzo dobre noty dla EFSF (potrójne A od agencji S&P), staną pod znakiem zapytania. Równie istotna będzie w najbliższych miesiącach sytuacja we Włoszech (Berlusconi nie jest pewnikiem w kwestii realizacji zapowiadanych refom), a także w Hiszpanii (niewyjaśniona jest sprawa rzeczywistej kondycji finansowej tamtejszych samorządów). Im szybciej wypłyną problemy Hiszpanii i Włoch, tym prędzej przekonamy się, czy ostatnie ustalenia europejskich polityków są coś warte.
Tekst jest fragmentem tygodniowego raportu DM BOŚ z rynków zagranicznych z dn. 29.10.2011 r.
Sporządził:
Marek Rogalski – analityk DM BOŚ (BOSSA FX)