Włochy – nadzieje i nierealne prognozy
Poprawa nastrojów, w tym również na włoskim rynku długu, przychodzi w dobrym momencie – tuż przed aukcją włoskich 5-latek (3 mld EUR). Rynek długu w ubiegłą środę nieco przereagował (skokowy wzrost rentowności wynikał po części z decyzji o zwiększeniu wymagań co do zabezpieczeń przez izbę rozliczeniową), ale rynkowi ostatnio jeszcze łatwiej przychodziło popadanie w przesadny optymizm.
Optymizm rynku można po części tłumaczyć postawą Komisji Europejskiej, która sporządziła bardzo optymistyczne prognozy dotyczące ścieżki fiskalnej Włoch. Poprzednie prognozy (z wiosny), zakładały, iż wzrost gospodarczy w przyszłym roku wyniesie we Włoszech 1,3%, zaś deficyt finansów publicznych 3,2% PKB. Teraz pomimo znacznej redukcji prognozy wzrostu (do 0,1%) oraz wzrostu rentowności włoskich obligacji o sporo ponad 2 punkty procentowe zakłada się spadek deficytu do zaledwie 2,3%. Przekładając to na liczby Komisja zakłada spadek deficytu z 63 do 37 mld EUR. Według naszych szacunków, przy prognozach makroekonomicznych Komisji, ale bez jakichkolwiek oszczędności deficyt wzrósłby do blisko 90 mld EUR. To zaś oznacza, iż Komisja zakłada tylko na przyszły rok konsolidację w skali bliskiej 50 mld EUR, a zatem 3% włos kiego PKB. To wydaje się nierealne, a nawet gdyby rząd zdecydował się na tak drastyczny ruch, wpędziłby gospodarkę w głęboką recesję, prognoza śladowego wzrostu okazałaby się nieaktualna i (wzorem Grecji z tego roku) deficyt i tak okazałby się większy.
Nawet jednak bez drastycznych oszczędności Włosi mogą w przyszłym roku doświadczyć recesji, co sugerowałby zrewidować oczekiwania odnośnie deficytu o dalsze 15 mld EUR. Zatem punktem wyjścia jest deficyt przekraczający 100 mld EUR (6,3% PKB) i to od niego należy odejmować oszczędności. Jednak dojście do prognozowanego przez KE 37 mld EUR, czy nawet 48 mld EUR (3% PKB) wydaje się na moment obecny niemożliwe. Weryfikacja tych prognoz może okazać się dla rynku niemiłą niespodzianką, ale o tym przekonamy się zapewne dopiero w przyszłym roku.
Rynki akcji, oil – ropa da się we znaki
Wraz z październikowymi wzrostami na rynkach akcji ponownie wzrosły ceny ropy, a w ostatnich znalazły się nawet powyżej 115 USD za baryłkę. Tak wysokie ceny próbuje się tłumaczyć kombinacją ograniczeń podażowych (Libia, obostrzenia natury ekologicznej) i perspektywą rosnącego popytu z rynków wschodzących. Pomijając utrzymujące się znaczące ilości długich pozycji spekulacyjnych nie mówi się natomiast o negatywnym wpływie wysokich cen ropy na gospodarkę. Mamy tu tymczasem system sprzężeń zwrotnych – wzrost gospodarczy przekłada się na wyższy popyt na ropę, ale jeśli rosną jej ceny to ogranicza to wzrost gospodarczy itd. Według opisywanego już przez nas modelu firmy IHS Global Insight wzrost cen baryłki ropy o 10 USD wpływa na spadek światowego PKB o 0,6% w drugim roku od zmiany cen. Jeśli ce ny utrzymałyby się na obecnym poziomie do końca roku, wzrost w relacji do poprzedniego roku wyniósłby ponad 32 USD. Modelowy wpływ na gospodarkę łatwo sobie obliczyć...
W związku z tym taki obopólny optymizm rynków akcji i ropy wydaje się trudny do utrzymania na dłuższą metę. Jeśli ceny ropy nie spadną będzie trudno o wyraźne ożywienie, a w skrajnym przypadku może wystąpić globalna recesja. W najlepszym przypadku spadnie potencjalne tempo wzrostu. To nie są dobre wiadomości dla rynków akcji (szczególnie, iż gorsza koniunktura to większe kłopoty finansów publicznych). Z tym że podobnie jak w przypadku Włoch to ryzyko nie musi zmaterializować się (w cenach akcji) od razu.