Paradoksalnie, to mogło mieć miejsce wczoraj. Po południu rynek po raz kolejny obiegły plotki o możliwym cięciu ratingów Francji i Austrii – oczywiście znów nie potwierdzone – większość analityków zwracała też uwagę na coraz trudniejszą sytuację na rynku długu Hiszpanii i możliwe polityczne trudności związane z przeprowadzeniem procesu koniecznych reform w Grecji i we Włoszech. Problemy strefy euro są i będą nadal, nie znikną w ciągu kilku tygodni. To nie oznacza jednak, że inwestorzy będą je w stanie zdyskontować w ciągu zaledwie kilku dni. Krótkoterminowy proces eskalacji emocji raczej uległ wyczerpaniu.
Dzisiaj rano agencje znów informują o interwencyjnych zakupach ze strony Europejskiego Banku Centralnego na włoskim i hiszpańskim rynku długu. Ale raczej nie jest to główny powód do obserwowanego wyraźnego odbicia się notowań euro na rynkach. Pesymiści znajdą przecież wywiad udzielony dla niemieckiego Frankfurter Allgemeine Zeitung przez szefa Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej, w którym daje on (po raz kolejny) do zrozumienia, że proces zlewarowania EFSF może się opóźnić – to wpisuje się też w obraz spekulacji, co do możliwych trudności z wiarygodnością EFSF, jeżeli kolejne kraje strefy euro, straciłyby prestiżowe ratingi. Wydaje się, że kluczowym motywem dla odbicia się euro jest oczekiwane dzisiaj zaprzysiężenie greckiego rządu i możliwa informacja nt. składu włoskiego gabinetu (głosowanie nad wotum zaufania rządu Mario Montiego może mieć miejsce w piątek). Oczywiście, to może być tylko dobry pretekst, gdyż dopiero teraz Greków i Włochów będzie czekać ciężka praca, ale wydaje się, że rządy technokratów mimo politycznych trudności, mogą przetrwać znacznie dłużej, niż się to powszechnie szacuje. Mało, który polityk (zwłaszcza grecki), chciałby teraz przejąć teraz odpowiedzialność za reformy, albo za ich zaniechanie i w efekcie doprowadzenie kraju i społeczeństwa do finansowej ruiny.
W kalendarzu mamy dzisiaj wiele wydarzeń i danych makroekonomicznych – szczegółowo o ich wpływie piszę w subiektywnym kalendarzu. Niemniej poświęćmy chwilę nieco zapomnianej kwestii – do 23 listopada amerykański Kongres powinien zatwierdzić kolejny pakiet cięć wydatków budżetowych, który ma być elementem ograniczania przez administrację federalną nadmiernego zadłużenia – zobowiązano się do tego w sierpniu b.r. Teoretycznie, jeżeli politycy nie dojdą do porozumienia, zadziała mechanizm cyngla, tnący automatycznie wydatki we wszystkich resortach. Niemniej w sytuacji, kiedy amerykańska gospodarka rozwija się nadal w mizernym tempie, raczej lepiej by było, aby działania amerykańskiej administracji były przemyślane. Tym samym ewentualne zamieszanie przed 23 listopada, może przełożyć się na osłabienie dolara (o ile inwestorzy znów nie skupią swojej uwagi na europejskich problemach, które są znacznie poważniejsze).
EUR/PLN
: Złoty wczoraj po południu stracił, ale do wyraźnego naruszenia oporu na 4,43 nie doszło – tym bardziej nie było mowy o testowaniu okolic 4,45, których złamanie mogłoby nasilić spekulacje odnośnie potencjalnej interwencji MF/NBP na rynku. W najbliższych dniach naszej walucie może pomóc zaplanowane na piątek expose premiera Tuska, w którym mogą znaleźć się zapowiedzi konkretnych reform i oszczędności. Oczywiście przy założeniu chwilowego wyciszenia się sytuacji w strefie euro i brak negatywnych informacji z Węgier (choć tych można się chyba spodziewać dopiero za kilka tygodni i po części kwestia obniżki ratingu może być już zdyskontowana). Jeszcze dzisiaj rynek może próbować zejścia poniżej 4,40 na EUR/PLN, zwłaszcza, że właśnie mamy informacje o wzmożonej podaży walut ze strony BGK.