Po wczorajszym lepszym odczycie sprzedaży detalicznej w październiku, tym razem na plus zaskoczyła dynamika produkcji przemysłowej – wzrost wyniósł 0,7 proc. m/m, a wykorzystanie mocy produkcyjnych zwiększyło się do 77,8 proc. To w dłuższym okresie może być dobry sygnał dla amerykańskich giełd, co z kolei może też znaleźć swoje przełożenie na zachowanie się rynku FX. Dzisiaj poznaliśmy też odczyt inflacji konsumenckiej, która okazała się nieco niższa od prognoz (wyniosła -0,1 proc. m/m i 3,5 proc. r/r). Niemniej kluczowy odczyt bazowy (core) był zgodny z szacunkami rynku (0,1 proc. m/m i 2,1 proc. r/r). Uwagę powinien zwrócić też wysoki napływ netto kapitałów do USA we wrześniu (57,4 mld USD), a także lepszy od prognoz indeks nastrojów pośredników nieruchomości – NAHB (20 pkt. w listopadzie). W krótkim okresie uwagę inwestorów może jednak przyciągać kwestia uchwalenia przez Kongres niezbędnych cięć wydatków budżetowych, co powinno mieć miejsce do 23 listopada – wspominałem o tym w rannym raporcie, gdyż ewentualne zamieszanie w tym względzie może rzutować na dolara.
Poza tym w kraju mieliśmy dwie, raczej mało skuteczne interwencje Banku Gospodarstwa Krajowego na rynku złotego (sprzedawał dolary) – być może na razie jest to bardziej sondaż rynku, przygotowujący grunt pod poważniejsze działania za kilka dni? W każdym razie, BGK w pojedynkę na rynku wiele nie zdziała – dopiero wejście na rynek Narodowego Banku Polskiego, mogłoby odnieść trwalszy skutek. Tyle, że takich skoordynowanych akcji może spodziewać się bardziej w grudniu, chyba, że wcześniej złoty znów wyraźnie się osłabi – istotną strefą mogą okazać się już okolice 4,45-4,50 zł za euro, chociaż teoretycznie bank centralny dawał do zrozumienia, aby nie przywiązywać wagi do określonych poziomów... Niemniej wszystko i tak znów rozbije się o sytuację w strefie euro – nie oczekujmy działań tandemu MF/NBP w sytuacji, kiedy ta miałaby nadal eskalować.
Na to chyba jednak, w dość krótkim okresie się nie zanosi. Inwestorzy dobrze podchodzą do zapowiedzi poparcia rządu Lucasa Papademosa przez grecki parlament i pomału zaczynają ignorować sygnały ze strony lidera opozycyjnej względem PASOKU, Nowej Demokracji. Widać wyraźnie, że to co robi Antonis Samaras to wewnętrzna gra polityczna– lider ND wie, że popierając na piśmie program reform, czego oczekuje Komisja Europejska, naraziłby się na ostrą krytykę własnych wyborców. Z drugiej strony dobrze wie, że mocne „nie" dla reform oznaczać będzie doprowadzenie kraju do ruiny, co on będzie pośrednio odpowiedzialny. Stąd też można się spodziewać, że gabinet Lucasa Papademosa będzie miał ciche przyzwolenie ze strony wszystkich ugrupowań politycznych, a wcześniejsze wybory w lutym, mogą się zwyczajnie nikomu nie opłacać. Podobnie sprawa może wyglądać we Włoszech – po tym jak Mario Monti przedstawił skład swojego rządu widać wyraźnie, że jest to gabinet technokratów. Grecja i Włochy odsuwają się chwilowo na drugi tor, w najbliższych dniach kluczem dla rynków może być sytuacja w Hiszpanii. I to nie tylko ze względu na to, że dzisiaj ECB został zmuszony do interwencyjnych zakupów tamtejszego długu, a w najbliższą niedzielę odbędą się wybory parlamentarne. Na rynku spekuluje się, że izba rozliczeniowa (LCH.Clearnet) może niedługo podwyższyć depozyty od hiszpańskich obligacji. Taka decyzja mogłaby zaszkodzić wynikom jutrzejszego przetargu 5-letnich obligacji.
EUR/USD: Zmienność na rynku jest dzisiaj duża, ale kierunek na północ chyba został już obrany. W najbliższych godzinach może dojść do wyraźnego naruszenia oporu na 1,35 i próby złamania okolic 1,36 – taki scenariusz został przedstawiony rano. W kolejnych dniach nie można będzie wykluczyć testu rejonu 1,3750-1,3800. Cały czas może jednak mocno „huśtać" w ujęciu intraday.
Sporządził: