W nocy agencja Moody's obniżyła długoterminowy rating Węgier odo Ba1 z Baa3 (o jeden stopień) i utrzymała jego negatywną perspektywę. To efekt obaw o coraz bardziej niepewne perspektywy fiskalne, zwłaszcza w kontekście kontrowersyjnych w ostatnich miesiącach posunięć rządu Victora Orbana – eksperyment premiera po prostu się nie sprawdza. Jeszcze przed decyzją, tamtejszy minister spraw zagranicznych, Janos Martonyi przyznał, że rząd jest zdeterminowany do osiągnięcia porozumienia z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i Unią Europejską, które ma mieć formę pewnego rodzaju polisy ubezpieczeniowej. Pytanie jednak, czy Węgrzy rzeczywiście będą w stanie osiągnąć porozumienie z MFW i zgodzić się na restrykcyjne warunki (także ze strony Komisji Europejskiej), które w zasadzie będą sprzeczne z „ideologią" Orbana. Uwagę na to zwracali jeszcze w piątek, 18 listopada, analitycy agencji Fitch – która być może też zdecyduje się na obniżenie ratingu Węgrom. Niemniej wydaje się, że Fitch, podobnie jak S&P (przedstawiciele tej drugiej agencji potwierdzili to oficjalnie) zaczekają do lutego przyszłego roku – wtedy to ewentualne porozumienie „ratunkowe" z MFW/KE powinno zostać osiągnięte. Tym samym de facto kolejnych mocnych informacji z Węgier w najbliższych dniach nie powinniśmy się spodziewać – w efekcie kurs EUR/HUF wcale nie musi złamać szczytu z 14 listopada b.r. na poziomie 317,72. Chyba, że będzie to podyktowane zewnętrznymi czynnikami – pogarszającymi się nastrojami w strefie euro oraz możliwymi negatywnymi skutkami tego zamieszania dla węgierskiej gospodarki. Kilka dni temu agencje informacyjne pisały o rzekomym zaleceniu austriackiego nadzoru, który miał nakazać własnym bankom ograniczenie nadmiernej akcji kredytowej w krajach Europy Środkowo-Wschodniej.
Zamieszanie na Węgrzech zaszkodziło dzisiaj złotemu, ale nie tylko to – cały czas negatywnie udziela się sytuacja w strefie euro, którą dobrze obrazuje spadający kurs eurodolara. Tutaj coraz bardziej mówi się o obniżeniu ratingu dla Belgii – w efekcie rentowności tamtejszych obligacji od kilku dni idą bardzo silnie w górę. Inwestorzy nie wierzą w to, że Belgia, która od ponad 500 dni ma tymczasowy rząd, będzie w stanie przygotować i wdrożyć odważny program reform. Coraz większym cieniem kładzie się też kwestia banku Dexia, który ze względu na swoje problemy, będzie musiał zostać ponownie znacjonalizowany. Z racji tego, że w ratowanie Dexii zaangażowany będzie też francuski rząd, część inwestorów zwraca też uwagę na rating Francji, chociaż jest to pewne nadużycie – jeżeli do obniżki ratingu dla Francji rzeczywiście dojdzie w najbliższych tygodniach, to z wielu innych powodów (ryzyka wyłożenia większych pieniędzy na ratowanie pozostałych banków, rosnącego kosztu obsługi zadłużenia, niewystarczających reform i silnego hamowania tamtejszej gospodarki). W nocy pojawiły się informacje, jakoby w pomoc dla Europy mogliby się zaangażować Chińczycy, co na chwilę pomogło notowaniom euro. Inwestorzy jednak dość szybko doszli do wniosku, iż jest to kolejny blef i w kolejnych godzinach notowania wspólnej waluty znów poszły w dół. Po pierwsze zdaniem prasy, Chiny byłyby skłonne kupić euro obligacje w ramach dywersyfikacji rezerw - tyle, że tych papierów na razie nie ma i raczej prędko się nie pojawią ze względu na wciąż silny opór Niemiec. Po drugie szef Chinese Investment Corporation nie wykluczył zaangażowania w Europie, ale w sposób pośredni – poprzez zaangażowanie się w realnej gospodarce – czy na to pozwoli Komisja Europejska? W efekcie uwaga rynków skupiła się znów na „jałowej" dyskusji nt. większego zaangażowania Europejskiego Banku Centralnego w rozwiązanie europejskiego kryzysu. Holenderski minister finansów stwierdził, że tylko ECB jest w stanie postawić skutecznego „firewalla" chroniącego przed eskalacją zamieszania. Z kolei zdaniem członka ECB, Jose Gonzalesa Paramo, oczekiwania zakładające, że ECB stanie się pożyczkodawcą ostatniej instancji dla rządów, są podyktowane „własnym" a nie publicznym interesem. Dzisiaj w kalendarzu mamy tylko aukcję włoskich bonów. Nie będzie łatwo, bo podane o godz. 10:00 dane o sprzedaży detalicznej we Włoszech okazały się słabe – spadła ona we wrześniu o 0,4 proc. m/m i 1,6 proc. r/r – a rynki chyba nie wierzą zbytnio w to, że Mario Montiemu rzeczywiście uda się wdrożyć program kolejnych oszczędności na 15 mld EUR.
A co w kraju? O godz. 10:00 GUS podał dane o sprzedaży detalicznej i bezrobociu za październik. Lepsza od prognoz sprzedaż (11,2 proc. r/r) nie pomogła zbytnio złotemu, który pozostawał pod negatywnym wpływem sytuacji na Węgrzech i w strefie euro. Widać wyraźnie, że wsparciem dla naszej waluty byłoby ustabilizowanie sytuacji na EUR/USD, a także ewentualna zmasowana interwencja NBP i MF na rynku – wczoraj o tym, że bank centralny może działać „ostrzej" wspominał wiceprezes NBP, Witold Koziński. Czy dojdzie do niej dzisiaj, kiedy to aktywność inwestorów z USA nie będzie duża (przedłużony weekend po Święcie Dziękczynienia)? Zobaczymy. Pretekst jest – chociażby ze strony analizy technicznej – dzisiaj o poranku EUR/PLN testował okolice 4,52, których skuteczna obrona mogłaby sprowokować do wyznaczenia formacji podwójnego szczytu.
EUR/PLN
: Rano testowaliśmy okolice 4,52, później notowania wróciły w okolice 4,50. Sytuacja techniczna jest trudna. Wskaźniki pozostają w trendach wzrostowych, ale z drugiej strony bliskość okolic 4,52-4,53 może ograniczać możliwość większego ruchu w górę. Jeżeli dojdzie do interwencji NBP/MF na rynku, to dość szybko zejdziemy w okolice 4,47. Niemniej dopiero przełamanie 4,45 będzie mocnym sygnałem, że krótkoterminowy trend zaczyna się odwracać.