Zwłaszcza w sytuacji, kiedy na rynkach mamy swoistą „nagonkę" związaną z klifem fiskalnym. Zresztą – wpisuje się to w serię dobrych odczytów z amerykańskiej gospodarki i pokazuje, że jeżeliby zdjąć problem wspomnianego „klifu", to nagle się okazuje, że w sumie to nie jest tak źle...
W najbliższych godzinach kluczowe będzie zaplanowane na godz. 19:05 naszego czasu, wystąpienie Baracka Obamy nt. gospodarki. Można oczekiwać, iż prezydent będzie chciał uspokoić nastroje i pokaże swoją determinację do znalezienia kompromisu w Kongresie, który pozwoli uniknąć gospodarczej zapaści od stycznia 2013 r. Ta, dość prosta dyplomacja, może jednak wystarczyć w sytuacji skrajnego pesymizmu na rynkach, jakiego doświadczyliśmy dzisiaj. Można, zatem będzie spodziewać się wyraźnego odreagowania, zwłaszcza, że za chwilę rynki będą żyły zbliżającą się w środę publikacją zapisków z ostatniego posiedzenia FED i związanymi z tym oczekiwaniami odnośnie zwiększenia skali programu QE3 w grudniu.
W temacie greckim dużo było dzisiaj „hałasu". W pewnym momencie strona grecka postawiła sprawę na ostrzu noża, twierdząc, iż nie spłaci płatności z obligacji o wartości ponad 5 mld EUR, które zapadają 16 listopada. Wydaje się, że za chwilę może się okazać, że poniedziałkowe spotkanie Eurogrupy wcale nie może mieć aż takiego negatywnego wydźwięku, jak można by było teraz oczekiwać...
Na wykresie EUR/USD mieliśmy dzisiaj nowe minimum w rejonie 1,2689, po czym po południu wróciliśmy w okolice 1,2720. W rannym komentarzu zwracałem uwagę na istotność strefy 1,2686-92, chociaż nie było pewności, czy ją rzeczywiście przetestujemy. Wsparcie jednak się doskonale sprawdziło i nie można wykluczyć, iż poziom 1,2689 okaże się być mocnym dołkiem na nadchodzące dni. Nie można wykluczyć, że do połowy przyszłego tygodnia wrócimy w okolice, które obserwowaliśmy chwilę po wygranej Baracka Obamy, czyli 1,2875.
Wykres dzienny EUR/USD