Wybory prezydenckie, niekończąca się opowieść o przyjęciu drugiego pakietu stymulacji fiskalnej oraz wymykająca się spod kontroli sytuacja pandemiczna – te czynniki mogą sugerować, że sezon wynikowy za oceanem zostanie zepchnięty na drugi plan. Nie oznacza to jednak, że z punktu widzenia inwestora temat ten można całkowicie pominąć. Do tej pory swoimi wynikami pochwaliła się jedna trzecia spółek należących do indeksu S&P 500. Okazuje się, że ponad 80 proc. z nich opublikowało zarówno lepszy od konsensusu zysk na akcję, jak i przychód. Oczywiście nie oznacza to, że w III kwartale doszło do przełomu i zagregowana dynamika zysków w ujęciu rocznym wróciła na poziom dodatni. Względem analogicznego kwartału poprzedniego roku zagregowane dotychczasowe zyski są niższe o ok. 17 proc. Niepokojące może wydawać się to, że do tej pory notowania spółek, które publikowały lepsze wyniki od konsensusów, kolejnego dnia były przeciętnie gorsze od S&P 500 o 5 pkt baz. Z kolei spółki, które publikowały wyniki gorsze, kolejnego dnia wypadały lepiej średnio o 60 pkt baz. Z takim poziomem przewrotności w reakcjach rynkowych mieliśmy ostatnio do czynienia tuż przed pęknięciem bańki technologicznej w 2000 r. W najbliższy czwartek nastąpi kumulacja publikacji raportów topowych spółek technologicznych. Wynikami pochwalą się Facebook, Amazon, Apple oraz Alphabet. Na razie start sezonu wynikowego w sektorze technologicznym nie jest najbardziej udany. Zysk przypadający na akcję Netflixa był istotnie niższy od prognoz. Jednak najbardziej niepokojący wydaje się być skromny przyrost subskrybentów, niższy od przyjętych już przy okazji publikacji poprzedniego raportu kwartalnego konserwatywnych prognoz. Zarząd Netflixa wspominał wówczas, że w wyniku wybuchu pandemii znaczna część popytu, która w normalnych warunkach zostałaby rozłożona na pozostałe kwartały 2020 r., została skumulowana w trzecim. Sytuacja Netflixa może być swego rodzaju zapowiedzią tego, co czeka tę część sektora IT, która była do tej pory największym beneficjentem koronakryzysu. Uważamy, że obecne nastroje na Wall Street nie uwzględniają w pełni powagi sytuacji związanej z pogarszającą się sytuacją pandemiczną na całym świecie. Wydaje się, że rynek znalazł się w zawieszeniu, które może przerwać jedna „iskierka". Niewykluczone, że będzie ona miała źródło właśnie w sezonie wynikowym.