Finalny odczyt dla Polski potwierdził, że w październiku wzrost cen osiągnął 6,8 proc. r./r. Wczorajsze dane o inflacji bazowej sięgnęły od 4,5 proc. (inflacja bez cen żywności i energii) do 5,1 proc. r./r. (15-proc. średnia obcięta). Tydzień temu członek naszego zespołu pisał o tym, że spodziewamy się zwrotnego punktu w notowaniach krajowych obligacji skarbowych wcześniej, niż mówią rynkowe oczekiwania, być może już w listopadzie (powszechna jest teza, że nastąpi to w I kwartale).
Teza ta oparta na ogromnej dywergencji, która wytworzyła się na rynku dłużnym między Polską a rynkami bazowymi na skutek decyzji Banku Anglii i bardzo gołębich wypowiedzi Christine Lagarde, została w ubiegłym tygodniu poddana próbie, gdy silnie zaskoczyła inflacja w USA, rosnąc z 5,4 proc. r./r. do 6,2 proc. Uważamy, że mało realny jest scenariusz, w którym EBC i Fed nie podwyższają w przyszłym roku stóp, a Rada Polityki Pieniężnej dochodzi do 3,25–3,50 proc., dyskontowanych przez rynek długu. Teraz jednak rynek zaczął wyceniać, że to Fed będzie musiał zmienić retorykę w przyszłym półroczu, a pierwsza decyzja o podwyżce byłaby w lipcu.
Nie wiemy oczywiście, jak długo jeszcze będzie trwała passa niespodzianek inflacyjnych w Polsce. Mimo to rzuca nam się w oczy, że zarówno u nas, jak i za oceanem, duży wpływ na zaskoczenie w październiku miało niedoszacowanie wzrostu cen paliw. W tym momencie ceny ropy znajdują się w okolicy miesięcznych minimów, co tworzy podstawy, by zakładać, że ten element nie powinien zaburzyć kolejnych prognoz. Po osiągnięciu w październiku szczytów korygują się także inne surowce. Co więcej, dwóch członków RPP (E. Łon, J. Kropiwnicki) wypowiadało się w tym tygodniu w sposób obliczony ewidentnie na hamowanie oczekiwań co do podwyżek, wiemy też już, że A. Glapiński prawdopodobnie pozostanie prezesem NBP na kolejną kadencję. Mandaty „jastrzębich" E. Gatnara, Ł. Hardta i K. Zubelewicza wygasają w styczniu i lutym. To wszystko sprawia, że utwierdzamy się w przekonaniu, iż w krótkim terminie sens ma scenariusz, w którym po grudniowej podwyżce nastąpiłaby przerwa w cyklu, która mogłaby potrwać nawet do II kwartału 2022 r. Wzrost o 75 pkt baz. pozwoliłby niemal „dogonić" Bank Węgier i stwierdzić, że efekty zacieśnienia na łącznym poziomie 190 pkt baz. nie będą widoczne przez kolejnych kilka miesięcy. Taka retoryka umożliwiłaby przetrwanie szczytu inflacji i dotarcie do punktu, gdzie w wyniku niezwykle silnych efektów bazy nawet kolejne zaskoczenia w górę nie zatrzymałyby spadku jej dynamiki, a co za tym idzie – także presji opinii publicznej.