Mieszkania to jedna z najlepszych inwestycji w ostatnich latach. Przez pięć lat średnia cena transakcyjna metra kwadratowego mieszkań w ośmiu największych miastach w Polsce urosła o 19,7 proc. Tylko przez ostatni rok zwiększyła się o 8,7 proc.
W pięcioletnim okresie lepiej wypadł tylko dolar, który wobec złotego umocnił się o 23 proc., a w rocznym złoto, które w amerykańskiej walucie zdrożało o 13,6 proc. Główny indeks warszawskiej giełdy nie wypadł źle: mimo fatalnego 2015 r. WIG zyskał przez pięć lat blisko 16 proc., ale to głównie zasługa hossy z lat 2016 i 2017, bo przez ostatnie półtora roku dominuje trend boczny. Nieźle wypadły fundusze obligacji skarbowych – średnio ta grupa zyskała przez pięć lat prawie 14 proc., wyprzedzając złoto, które w dolarach podrożało o ponad 6 proc. (ale w polskiej walucie aż o 30 proc.). Lokaty bankowe pozwoliły przez pięć lat zarobić prawie 10 proc. Jednak ich stawki stale spadają i są najniższe w historii: średnie oprocentowanie rocznej lokaty to tylko 1,5 proc., co nie pozwala już nawet na ochronę przed inflacją, sięgającą 2,5 proc.
Czytaj także: Polacy pewni dalszego wzrostu cen mieszkań
Niskie oprocentowanie depozytów powoduje, że inwestycja w mieszkanie, mimo niskiej płynności i praw ochrony lokatora, nadal jest postrzegana jako atrakcyjna. Z danych NBP wynika, że pod koniec 2018 r. rentowność netto (po uwzględnieniu podatku, ale bez kosztów transakcyjnych) wynajmu mieszkania jest o 5 pkt proc. wyższa od lokat, o 3 pkt niż dziesięcioletnich obligacji skarbowych oraz o 2 pkt wyższa od kosztu kredytu hipotecznego. To powoduje, że 30–40 proc. zakupów mieszkań ma cel inwestycyjny, ale udział kredytów w finansowaniu transakcji nie jest jeszcze przesadnie duży i sięga tylko 40–50 proc. wartości zakupów. Rentowność najmu obniżają jednak rosnące ceny.