Z rynku kredytów hipotecznych zaczynają napływać pozytywne informacje. Są to na przykład wprowadzane przez banki promocje (np. mBank czy Pekao), ale też pierwsze symptomy liberalizacji w formie umożliwienia zadłużania się dla osób prowadzących działalność gospodarczą. Daje to nadzieję na to, że powoli rynek hipoteczny będzie wracał do normalności – ocenia HRE Investments.
Wymagany wkład własny wciąż spory
Chętnych na kredyty wciąż nie brakuje. W czerwcu osób składających wnioski kredytowe było o 30 proc. więcej niż w kwietniu, ale też o 2,6 proc. więcej niż przed rokiem – wynika z danych Biura Informacji Kredytowej. Wcześniejsze dane o tygodniowych zapytaniach o hipoteki wskazywały, że rynek ten wrócił do poziomów sprzed roku.
- Przed nami jednak długa droga do normalności. Wciąż bowiem nic nie zmienia się w kwestii wymaganego wkładu własnego. Jeszcze kilka miesięcy temu wystarczyło mieć zdolność kredytową i 10 proc. ceny mieszkania w gotówce, aby ubiegać się o kredyt mieszkaniowy. Dziś taki poziom to rzadkość, okupiona przeważnie dodatkowymi wymaganiami wobec klienta lub nieruchomość. Chodzi na przykład o to, że taka oferta może być kierowana do dotychczasowych klientów banku posiadających wyższe dochody, a do tego takich, którzy chcą kupić relatywnie niewielką, tańszą nieruchomości. Kredytu z niskim wkładem własnym wciąż jednak warto szukać w Millennium, Aliorze, Credit Agricole, Santanderze czy mBanku – mówi Bartosz Turek, główny analityk HRE. Jeszcze do niedawna bez większych dodatkowych wymagań 10-proc. wkład własny oferowała większość instytucji. Teraz standardem jest wymaganie, aby nabywca mieszkania gotówką pokrył 20 proc. ceny mieszkania, a niekiedy nawet 30 proc.
Wciąż też banki bardziej restrykcyjnie podchodzą do badania zdolności kredytowej. Zwracają przy tym baczniejszą uwagę na wysokość i stabilność dochodów potencjalnych kredytobiorców, poziom wydatków na utrzymanie i tych związanych ze spłacaniem posiadanych już przez klientów zobowiązań finansowych. Banki trzymają też rękę na pulsie rodzimej gospodarki obawiając się o spłacalność nie tylko udzielanych obecnie, ale też udzielonych wcześniej kredytów.
- Nie powinno więc ulegać wątpliwości, że o kredyt jest dziś znacznie trudniej niż jeszcze kilka miesięcy temu. Najmocniej na całej sytuacji cierpią oczywiście osoby młode, które znacznie rzadziej mają zgromadzony odpowiedni wkład własny, a do tego częściej – szczególnie na początku swojej drogi zawodowej – zarabiają w ramach niechcianych dziś przez banki umów tzw. śmieciowych lub świadcząc usługi w ramach samozatrudnienia. Z drugiej strony ci którzy spełniają wymagania stawiane przez banki, mogą korzystać z najtańszych kredytów w historii. To sprzyja nie tylko niskim ratom kredytu, ale też pozytywnie wpływa na szacowaną przez banki zdolność kredytową – mówi Turek.