Deweloperzy w sześciu największych aglomeracjach sprzedali 15 tys. mieszkań, dużo mniej niż w rekordowych I i II kwartale, kiedy sprzedali po 19,5 tys. W latach przed pandemią sprzedaż sięgała zazwyczaj 15–16 tys. lub 17–18 tys. kwartalnie. Jak oceniać wynik za III kwartał br.?
Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że nie da się sprzedać czegoś, czego nie ma. Zatem główną przyczyną niższej sprzedaży w III kwartale jest niewystarczająca podaż. Wyniki w I i II kwartale były niespotykane na tle ostatnich trzech dekad, ale jednocześnie zobaczyliśmy, jak rynek jest niezrównoważony. W ciągu trzech kwartałów deweloperzy wprowadzili do oferty znacznie mniej mieszkań, niż w tym czasie sprzedali, i tak ogromnej nierównowagi między popytem a podażą jeszcze nie widziałem – to będzie miało przełożenie na skalę sprzedaży oraz ceny. Popyt jest mocny i nie wygląda na to, by w najbliższych kwartałach coś mogło go wyhamować.
Czy rzeczywiście ten popyt jest nie do wyhamowania? Niedawno wzrosły stopy procentowe, relatywnie nieznacznie, ale spodziewana jest już cała seria podwyżek. Jakie to będzie miało konsekwencje dla popytu na własne potrzeby i tego inwestycyjnego?
Myślę, że te dwie grupy zareagują trochę inaczej i w innym momencie. Wszystko będzie zależało od tego, do jakiego stopnia konsekwentnie podnoszenie stóp będzie kontynuowane. Moim zdaniem cykl jest nieunikniony. Podwyżka z 0,1 do 0,5 proc. nie ma żadnego bezpośredniego znaczenia dla rynku mieszkaniowego, nie wpłynie na schłodzenie popytu. Pytanie, czy będzie realizowany taki scenariusz, jakiego spodziewa się właściwie większość analityków, czyli powolny, stopniowy wzrost stóp, czy też RPP zastosuje metodę szokową i przy najbliższej okazji podwyżka będzie mocniejsza.