Jednak dopiero informacja o skoordynowanej akcji banków centralnych, które łącznie wpompowały w rynki dziesiątki miliardów euro i dolarów w celu podtrzymania płynności i przywrócenia stabilizacji na rynku międzybankowym, uświadomiła inwestorom skalę problemu i doprowadziła do nasilenia fali paniki. Jednak o ile inwestorzy na giełdach i rynkach długu przeżyli chwile grozy, to skala reakcji na rynku walutowym nie była aż tak duża, jak można by się było tego obawiać. Wprawdzie gwałtownie potaniało na rynkach euro, a inwestorzy skierowali się w stronę uznawanych za bezpieczne amerykańskich obligacji, co doprowadziło do umocnienia się dolara, to jednak fala wyprzedaży trwała tylko kilka godzin i już w czwartek od godzin wieczornych rynki w zasadzie się ustabilizowały. Notowania EUR/USD po szybkim spadku z okolic 1,38 do 1,3650 ustabilizowały się w przedziale 1,3650-1,3700, a aprecjacja japońskiego jena będąca pochodną redukcji ryzykownych inwestycji "carry-trade" została zatrzymana na kluczowych ekstremach z ostatnich tygodni. Również inwestorzy operujący na złotym nie dali się nadmiernie ponieść emocjom swoich giełdowych kolegów. Kurs EUR/PLN wykonał zaledwie "klasyczny" ruch powrotny w okolice 3,78-3,7850 po czym ustabilizował się w okolicach 3,7750 zł, a ponad 4 groszowy ruch w górę na parze USD/PLN był w dużej mierze wynikiem spadków EUR/USD na rynkach światowych.
Jeżeli porównamy zachowanie się złotego na przestrzeni ostatnich 2 tygodni to widzimy wyraźnie, że mimo wyraźnych spadków giełdowych indeksów na Książęcej, polska waluta zyskała na wartości średnio 2-3 grosze względem euro i dolara. Stanowi to dosyć dobry argument świadczący o tym, że skala procesu wycofywania się zagranicznego kapitału z rynków wschodzących jest nadmiernie rozdmuchiwana przez część mediów, a globalni inwestorzy nie zamierzają jeszcze zwijać swoich żagli. Jest to też sugestia, że tak zwana fala "B" charakteryzująca się dużą dynamiką ruchu podczas odreagowania wcześniejszych spadków na giełdach jest tuż przed nami. Dopiero od jej skali i kształtu zależeć będzie kształt koniunktury w najbliższych miesiącach. Jeżeli ruch ten nie będzie zbyt duży, to będzie sygnałem, że jesień i zima upłyną pod znakiem długich i męczących spadków. Dopiero wtedy można będzie oczekiwać negatywnego przełożenia na notowania złotego. Do tego czasu, czyli w najbliższych tygodniach złoty może być znacznie silniejszy wprowadzając w zakłopotanie część obserwatorów, a na rynkach akcji pojawią się dynamiczne zwyżki przynoszące ulgę tym, którzy jeszcze nie sprzedali posiadanych przez siebie akcji.
W przyszłym tygodniu inwestorzy poznają kilka istotnych danych makroekonomicznych z kraju, które mogą stać się akceleratorem dla wzrostów wartości złotego. Kluczowe będą zwłaszcza dane o lipcowej inflacji i dynamice średniej płacy, które potwierdzą konieczność podniesienia stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej już podczas sierpniowego posiedzenia i być może kolejny raz już na jesieni. Wymieniane wczoraj okolice 3,78 zł za euro mogą się zatem okazać dosyć dobrym poziomem do sprzedaży wspólnej waluty w perspektywie nawet kilku tygodni. W piątek o godz. 12:00 za jedno euro płacono średnio 3,7760 zł, za dolara 2,7580 zł, a za szwajcarskiego franka 2,3090 zł. Z kolei na rynkach międzynarodowych kurs EUR/USD wynosił 1,3690, a GBP/USD 2,0220. Także na tych obu parach możliwe jest w perspektywie najbliższych dni nieznaczne odreagowanie. Kluczowymi poziomami będą odpowiednio 1,3740 i 2,0280-2,03.
Sporządził:Marek Rogalski
Główny Analityk