Niewielka zmiana wartości indeksów w USA oraz równie niewielka zmiana wartości indeksu giełdy tokijskiej sprawiają, że nie należy oczekiwać na początku naszych notowań jakiś diametralnych różnic względem wczorajszego zamknięcia. W krótkim terminie rynek wydaje się być wykupiony, ale jak dotąd nie przeszkadzało to w kontynuacji zwyżki cen. Zresztą taki jest trend. Wczoraj po wyznaczeniu nowych maksimów tego trendu ceny się cofnęły. Czy to zapowiedź korekty? Być może, choć nawet jeśli ona się pojawi, nadal będziemy oczekiwać powrotu do zwyżki. Na zbyt wiele na razie chyba niedźwiedzie liczyć nie mogą.

„Jak poinformował w poniedziałek Departament Handlu USA sprzedaż nowych domów jednorodzinnych wzrosła w czerwcu do 384 tys. i była 11 proc. większa niż w maju.” To treść informacji, jaką dziś znalazłem na jednym z portali. Znowu ten sam błąd. Nadal nie wszyscy mają świadomość, że podany wynik jest „uroczniony”, a więc miesięczne osiągnięcie jest tylko jedną dwunastą podanej liczby. W tym kontekście inaczej odbiera się inną informację: „[…] spada liczba nowych nieruchomości przeznaczonych do sprzedaży. W czerwcu było ich zaledwie 281 tys., czyli najmniej od 1998 roku.” Słowo zaledwie jest tu ciekawe, bo nie wiadomo do czego ono ma się odnosić. Jeśli autor zakłada, że wynik sprzedaży 384k dotyczy tylko czerwca, to faktycznie liczba domów oczekujących na sprzedaż byłaby niewielka i nie przekraczała miesięcznej sprzedaży. Po to m.in. stosuje się wartości urocznione, by właśnie łatwiej odnosić wielkość sprzedaży do ilości domów oczekujących na kupca.

Fakt jest taki, że stan zapasów wymaga, przy założeniu utrzymania się obrotu z czerwca i braku nowych inwestycji, niemal dziewięciu miesięcy by zszedł do zera. To nadal jest spora wartość choć oczywiście znacznie mniejsza od notowanych jeszcze niedawno ponad 12 miesięcy. Na dodatek poprawa wielkości obrotów wpłynie na dalszy spadek relacji obrót/zapasy. W pierwszych latach tego wieku średni czas oczekiwania domu na kupca wynosił ok. 4 miesięcy. To „zaledwie” może też wynikać z faktu porównania wielkości bezwzględnej, ale mija się to z celem, gdyż by ocenić ilość domów oczekujących na sprzedaż należy odnosić się do aktualnych obrotów na rynku. Jeśli obroty nadal by spadały, to nawet niższy poziom zapasów byłby relatywnie większym problemem. Od relacji sprzedaż/zapasy zależą bowiem także zmiany cen. Jeśli czas oczekiwania na kupna nie jest długi nie ma presji na spadek cen. Obserwowany ostatnio proces wzrostu obrotów za parę miesięcy może zaowocować poprawą relacji cen nieruchomości.