Pozwolenie na upadek jednego banku, gdy się pomaga pozostałym, to zły pomysł. Niespójnie działania rządu rodzą – jak to nazwał historyk gospodarczy Robert Higgs – „niepewność reżimową”. W okresie Nowego Ładu w USA (program reform ekonomiczno-społecznych prezydenta Roosevelta z lat 1933-1939, który miał na celu przeciwdziałanie skutkom Wielkiej Depresji – przyp. red.) nie nastąpiło szybkie ożywienie inwestycji, ponieważ firmy i inwestorzy nie wiedzieli, co administracja wymyśli następnego dnia. Metoda Roosevelta polegała bowiem na próbowaniu wszystkiego, co miało choćby cień szansy, aby zadziałać. Nikt nie chciał inwestować, bo mogło się okazać, że w świetle nowych inicjatyw ogłoszonych kolejnego dnia inwestycja okaże się bezsensowna. Tym razem było tak samo. Rząd stworzył np. warty 700 mld USD fundusz TARP, który miał posłużyć do wykupienia od banków toksycznych aktywów. Jednak gdy pieniądze trafiły do Departamentu Skarbu okazało się, że posłużą one do kupienia udziałów w bankach, czyli ich częściowej nacjonalizacji. To zdecydowanie nie jest atmosfera, która może sprzyjać inwestycjom.
[b]Niektóre z proponowanych w następstwie kryzysu regulacji zmierzają do zwiększenia przejrzystości na rynkach, co poprawi atmosferę do inwestowania. Wymieńmy choćby próby nakłonienia banków do rozszerzenia zastosowania reguł „wyceny do rynku”, czy też uregulowania rynków OTC. Czy w świetle tego, co Pan powiedział, należy je poprzeć?[/b]
W przypadku wszystkich regulacji mamy do czynienia z tym, co Friedrich von Hayek nazywał „roszczeniem do wiedzy”, czyli przekonaniem regulatorów, że dysponują lepszą wiedzą, niż „kolektywna wiedza” rynku. W USA już istnieje masa przepisów, nakładających rozmaite wymogi informacyjne na instytucje finansowe. Bardzo często jednak są to informacje, które inwestorów nie interesują. Tylko regulatorzy sądzą, że są one ważne. W gąszczu tych nieistotnych danych często giną informacje naprawdę kluczowe. Musimy pozbyć się złudzenia, że autorzy ustaw wiedzą to, co twierdzą, że wiedzą. Weźmy przykład nowojorskiego senatora Charlesa Schummera, który proponował niedawno, że należy przeprowadzić konsolidację nadzoru finansowego, który obecnie jest rozproszony pomiędzy liczne agencje. Argumentował, że taki zunifikowany nadzór odpowiednio wcześnie dostrzegłby problemy banku Bear Stearns. Zanim doprowadziły one do jego bankructwa, regulatorzy mogliby się spotkać z zarządem banku – prywatnie, nie publicznie – i powiedzieć mu, że muszą zrobić to i to, żeby uniknąć problemów. Kim mieliby być ci mądrzy ludzie, którzy wiedzieliby więcej o funkcjonowaniu banku, niż jego zarząd?Wybitny amerykański ekonomista Harold Demsetz ukuł frazę „błąd nirwany” (Nirvana Fallacy) na określenie nieuprawnionych porównań pomiędzy istniejącym systemem rynkowym, który oczywiście jest niedoskonały i nieuporządkowany, z jakimś wyidealizowanym światem perfekcyjnych regulatorów. W rzeczywistości możemy wybierać tylko pomiędzy niedoskonałym rynkiem i niedoskonałymi biurokratami, którzy będą nieustannie popełniali błędy. W tym zestawieniu, niedoskonały rynek jest lepszym wyborem. Gdy rynek się myli, szybko następuje korekta, bowiem inwestorom na tym zależy. Biurokratom na tym nie zależy, ponieważ nie ryzykują własnymi pieniędzmi.
[b]Keynes uważał, że zbyt sprawne funkcjonowanie rynków finansowych sprawia, że ludzie preferują spekulację od działalności produkcyjnej, wobec czego należy transakcje finansowe utrudnić. Ten pogląd nie jest całkowicie obcy zwolennikom wolnego rynku. Np. George Gilder sugerował, że czym innym jest ingerencja w działanie realnej gospodarki, a czym innym w działanie rynków finansowych, które pełnią tylko funkcję pomocniczą. W tym sensie regulacja sektora finansowego, aby nie pozwolić na jego nadmierny i nieuzasadniony rozrost, nie jest chyba niewłaściwa?[/b]
Odrzucam takie rozumowanie. Keynes uważał, że ludźmi często kierują „zwierzęce instynkty”, przez co podejmują niezrozumiałe działania. To właśnie skłaniało go do poglądu, że należy nad tym zapanować. Ale przecież regulatorzy i biurokraci też są ludźmi. Dlaczego mielibyśmy zakładać, że po wstąpieniu w szeregi służby publicznej nagle stają się bardziej, racjonalni i wiarygodni?Jeśli martwi nas spekulacja, która staje się bardziej atrakcyjna niż produkcja, musimy przede wszystkim wyeliminować inflację. To według mnie wymagałoby likwidacji banku centralnego i stworzenia wolnorynkowej waluty, która zapewne musiałaby być powiązana ze złotem lub innym kruszcem. Ludzie postępowaliby znacznie ostrożniej, gdyby pieniądz nie był tak łatwo dostępny a stopy procentowe nie byłyby na sztucznie zaniżonym poziomie. Po drugie, spekulacyjna mentalność ludzi także była podsycana przez rząd. Np. przekonanie, że ceny nieruchomości będą ustawicznie szły w górę, które wybitnie sprzyjało spekulacji, nie było skutkiem „zwierzęcych instynktów”, tylko działań Waszyngtonu, który nie tylko utrzymywał niski koszt pieniądza, ale też bezpośrednio ingerował w rynek nieruchomości.
[b]Rozumiem, że nie jest Pan zwolennikiem uczynienia z Fedu „superregulatora” ds. ryzyka systemowego?[/b]