Sesja zaczęła się w pobliżu poprzedniego zamknięcia, co można było uznać za oznakę siły rynku. To otwarcie bowiem dokonywało się w dość kwaśnej atmosferze po publikacji danych o słabszym niż prognozowano wzroście gospodarczym w Chinach oraz po spadku indeksu Nikkei.
Godzinę ceny wahały się w okolicy tego otwarcia, a później do akcji przystąpili kupujący. Rynek się podniósł i pojawiły się nowe maksima dnia. W efekcie ceny powróciły w okolice środowego szczytu, a więc i szczytu z czerwca. Maksimum sesji wyznaczone na poziomie 2415 pkt ujawnia, że do ataku na opór jednak nie doszło. W kontekście małego obrotu to nawet lepiej.
Skoro nie doszło do ataku, a rynek później się nieco cofnął, część graczy mogłaby uznać, że to przejaw słabości i zalążek formacji szczytowej. Jej pojawienie w okolicy oporu nie byłoby przecież aż tak zaskakujące. Jeśli przyjrzymy się kreślonej od dwóch miesięcy konsolidacji, to zauważymy, że takich formacji było już kilka. Problem polega jednak na tym, i o tym przypominam przy każdej podobnej sytuacji, że o formacji można mówić dopiero, gdy dojdzie do wybicia pod poziom dołka dzielącego szczyty.
Tym dołkiem jest w tej chwili środowe minimum. Zatem formacja, a w szczególności jej konsekwencje, będzie podstawą analizy, gdy ceny zejdą pod to środowe minimum. Wcześniej to jest tylko mała konsolidacja pod górnym ograniczeniem trendu bocznego.
Skoro formacja faktycznie nie jest jeszcze formacją i występuje tylko w głowach żądnych spadków niedźwiedzi, to nadal popyt ma szansę na wybicie ponad opór. A co się stanie, gdy formacja mimo wszystko się pojawi?