Jednak gdzieś tam na drugim planie, być może, zachodzą duże zmiany. Pojawiają się pierwsze spekulacje, że po obecnych ruchach dokonanych przez EBC (najniższe stopy procentowe w historii) euro może zostać wykorzystane do carry trade. Już widać mocne osłabienie względem dolara amerykańskiego (jesteśmy coraz bliżej bardzo mocnego i psychologicznego poziomu 1,20), ale co ciekawe, towarzyszy temu dość duża siła walut rynków wschodzących, m.in. złotego. Jakie konsekwencje wykorzystania euro do carry trade miałoby dla rynków? Po pierwsze, umacniający się dolar oznacza dalszą przecenę na rynkach surowców (zwiększenie siły nabywczej konsumentów, m.in. na skutek mniejszych wydatków na paliwo). Po drugie, poprawa konkurencyjności gospodarczej strefy euro (w długim terminie, choć giełda lubi dyskontować przyszłe zdarzenia). Po trzecie – napływ kapitału na rynki wschodzące, który może zostać skierowany tylko w dwa rodzaje aktywów: obligacje (co już widzimy – rekordowo niskie rentowności polskich obligacji) lub akcje (co już być może widzimy – duża siła względna WIG20 na tle pozostałych światowych indeksów giełdowych przez ostatni miesiąc; pojawia się pokusa potraktowania WIG20 jako indeksu wyprzedzającego światowej koniunktury giełdowej). Ktoś powie, że osłabiającemu się euro nie mogą towarzyszyć wzrosty na rynkach akcji – fakt, przez ostatnie dziesięć lat taka korelacja była dość mocna, ale już podczas słynnej bańki internetowej zachodziły relacje zupełnie odwrotne.