Weekendowa Analiza Futures

Mamy za sobą lukę hossy oraz tydzień prób jej zamknięcia podejmowanych przez obóz niedźwiedzi. Tydzień to chyba wystarczająco długo, by sobie odpuścić. Czy oznacza to, że spadki nie mają już szans się pojawić? Mają, ale najpierw ci, którzy teraz próbują, muszą w nie zwątpić, a nie ma lepszej okazji do tego, jak pojawienie się nowych szczytów łącznie z wyjściem WIG20 nad 2450 pkt.

Aktualizacja: 12.02.2017 17:38 Publikacja: 23.09.2012 12:08

Weekendowa Analiza Futures

Foto: ROL

Ostatni tydzień pokazał, że spadek cen rodzi się w bólach. Nasz rynek mierzony wartością indeksu WIG20 jednocześnie zachowuje się słabiej od tego, co prezentuje choćby niemiecki DAX, ale z drugiej strony nie widać znaczącej przeceny. Przez kilka dni ceny wahały się wąskim przedziale i nie było mowy o spadkach. Pod koniec tygodnia podaż niby nieco bardziej przyciskała, ale skutków tego przyciskania praktycznie nie widać. Najważniejszy teraz sygnał, to zamknięcie luki hossy wyznaczonej przed tygodniem. W ubiegłym tygodniu się to nie udało.

W związku z tym, że podaż nie specjalnie się wysila (relatywna słabość naszego rynku może być jedynie wskazówką na przyszłość, ale nie koniecznie automatycznie oznacza przewagę podaży), trzeba przyjąć, że zanim pojawi się większa korekta, rynek wykona jeszcze jeden ruch w górę. Być może podaż przestraszyła się wielkości luki i nie atakuje z taką werwą. Można przypuszczać, że tym ruchem mogłoby być podejście w pobliże poziomu 2500 pkt. (kontrakty). Taka sytuacja oznaczałaby, że pokonany zostałby poziom szczytu z sierpnia ubiegłego roku. W przypadku indeksu WIG20 szczyt z 31 sierpnia 2011 roku wynosi 2452,41 pkt. Wyjście indeks nad to maksimum nie oznaczałoby automatycznie przyspieszenia hossy, lecz byłaby to zmiana perspektywy rynku na najbliższe miesiące.

Perspektywa ta stałaby się pozytywna, gdyż rynek wskazałby na chęć wyjścia poza konsolidację, która trwała od roku, w kierunku północnym. Ewentualne cofnięcie cen tuż po takim wybiciu, moim zdaniem całkiem prawdopodobne, nie zmieni tego faktu, że do naruszenia doszło. Gdyby ceny się cofnęły na tyle mocno, by wygenerować sygnały słabości, to wywołana nimi przecena może sprowadzić ceny nawet w pobliże dołka z lipca bieżącego roku.

Uzasadnieniem dla wzrostów cen akcji w dłuższej perspektywie jest podjęte przez największe banki na świecie poluzowanie polityki pieniężnej. W dłuższym terminie to powinno się pozytywnie odbić na wycenach akcji. Można dyskutować, czy taka zwyżka będzie trwała, bo to już zależy od tego, jakie skutki przyniesie wspomniane luzowanie na gospodarki poszczególnych państw, ale można przyjąć z dużym przekonaniem, że luzowanie to wywinduje ponownie ceny. Te pewnie później spadną, ale to będzie później. Na razie wydaje się, że mamy przed sobą okres prosperity. Mowa o kolejnych miesiącach.

Jeśli chodzi o kilka najbliższych tygodni, to sprawa jest już mniej oczywista, gdyż nadal nie jest rozwiązana sprawa odreagowania realizacji zakładanego wcześniej scenariusza. Mowa o letnim wzroście cen akcji, który najprawdopodobniej wynikał z oczekiwań dotyczących pojawienia się luzowania ilościowego w USA i zakupów obligacji w Europie (czy tak było naprawdę tego nie wiemy, ale na razie przyjmijmy założenie, że to jest trafna ocena). Skoro już te oczekiwane decyzje zapadły, to czas na realizację zysków przez tych, którzy wcześniej na ten scenariusz zagrali. Na razie być może część graczy liczy na kontynuację wzrostów, ale rynki akcji nie mogą rosnąć bez korekty. Zwłaszcza wtedy, gdy jest ku temu okazja.

Oczekiwanie na większą przecenę wydaje się być drogą przeciwno panującej tendencji. Tak, do tej pory, rynek nie wygenerował jeszcze żadnych sygnałów, które miałyby świadczyć o tym, że ceny będą spadać. Ba, zachowanie się wycen względem ostatniej luki pokazuje, że podaż nie jest specjalnie silna. Skąd ma więc przyjść spadek? Jak pokazał ostatnio rynek ropy, może przyjść niemal znikąd. W tym wypadku zaskoczenie skalą przeceny było na tyle duże, że poszukiwano nawet dowodów na manipulację, czy błąd komputerów. Moim zdaniem, jeśli spojrzeć na wykresy cen ropy, to widać, że w sumie nic nadzwyczajnego się nie stało (Wykres_1). Cena ropy znajduje się w dość wąskim kanale wzrostowym i właśnie osiągnęła jego dolne ograniczenie. Teraz, jeśli nadal będzie poruszać się zgodnie z tym kanałem, powinna rosnąć.

Wróćmy jednak do naszych akcji. Powodu, który będzie zapalnikiem do przeceny, teraz nie znam. Jednak nie chodzi tu o sam zapalnik, ale świadomość mechanizmu. Mechanizm wskazuje bowiem na sporą grupę graczy „zarobionych" oraz brak kolejnych czynników, które mogłyby być podstawą do spekulacyjnych zakupów. Presja na realizację zysków będzie spora. Tym bardziej, że osiągnięcie przez indeks WIG20 okolic 2500 pkt. oznacza, że w krótkim czasie rynek zyskał jako całość ćwierć swojej wartości z końca maja. To dużo i korekta w takich okolicznościach wydaje się być uzasadniona.

Jak wygląda więc obecnie scenariusz bazowy na najbliższe tygodnie? Wydaje się, że kiepska podaż w tej chwili pozwala oczekiwać jeszcze jednej fali wzrostów, która zaprowadziłaby nas ponad poziom szczytu z 31 sierpnia 2012 roku. Na wiele więcej teraz bym nie liczył (Wykres_2). Jeśli po takim ruchu pojawią się sygnały słabości, to warto będzie z nich skorzystać.

Te sygnały słabości mogą bowiem oznaczać rozpoczęcie fazy wspominanej korekty, która być może na początku nie będzie zbyt dynamiczna, ale z czasem może mieć całkiem spore tempo, gdyż jej pojawienie się, a także głębokość może zaskoczyć część uczestników rynku. Ja widać na wykresie WIG20 (Wykres_2) można oczekiwać spadku pod poziom 2200 pkt. W wersji mniej pesymistycznej indeks miałby możliwość zatrzymania się w okolicy 2300 pkt. Jednak moim zdaniem bardziej prawdopodobna jest wersja bolesna, a zatem indeks powinien wg tego planu zachować się tak, jak na Wykresie_3. Spadek miałby się zatrzymać w pobliżu dołka z lipca. Dopiero z tego punktu mógłby się rozpocząć ruch, który mógłby nosić miano kilkumiesięcznego wzrostu. Efektem tego wzrostu byłoby faktyczne wyjście z obecnej konsolidacji na dłużej. Rynki akcji mogłyby w trakcie tej fazy przeżyć małą euforię zakupów, ale tylko chwilowo. Wydaje się, że poziom szczytów z wiosny ubiegłego roku pozostaje poza zasięgiem byków.

Można nakreślić również scenariusz bardziej pesymistyczny, który zakładałby, że oczekiwana teraz większa przecena nie zatrzymałaby się w okolicy 2100 pkt. To już jednak wybieganie za bardzo do przodu. Naszym zadaniem nie jest stawianie prognoz, ale reagowanie na sygnały techniczne, jakie wysyła sam rynek. Ten na razie nie sygnalizuje zbyt wiele. O tym, jak głęboki będzie ewentualny spadek przekonamy się, gdy już będzie on trwał. Na razie bowiem mamy do czynienia z rynkiem wzrostowym. Dopiero sygnały słabości wskażą prawdopodobną zmianę kierunku ruchu cen. Póki co, liczymy się z możliwością podjęcia kolejnej próby przez kupujących. Prawdopodobnie ostatniej z prawdziwego zdarzenia.

Komentarze
Zamrożone decyzje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Co martwi ministra finansów?
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów