Ostatni tydzień pokazał, że spadek cen rodzi się w bólach. Nasz rynek mierzony wartością indeksu WIG20 jednocześnie zachowuje się słabiej od tego, co prezentuje choćby niemiecki DAX, ale z drugiej strony nie widać znaczącej przeceny. Przez kilka dni ceny wahały się wąskim przedziale i nie było mowy o spadkach. Pod koniec tygodnia podaż niby nieco bardziej przyciskała, ale skutków tego przyciskania praktycznie nie widać. Najważniejszy teraz sygnał, to zamknięcie luki hossy wyznaczonej przed tygodniem. W ubiegłym tygodniu się to nie udało.
W związku z tym, że podaż nie specjalnie się wysila (relatywna słabość naszego rynku może być jedynie wskazówką na przyszłość, ale nie koniecznie automatycznie oznacza przewagę podaży), trzeba przyjąć, że zanim pojawi się większa korekta, rynek wykona jeszcze jeden ruch w górę. Być może podaż przestraszyła się wielkości luki i nie atakuje z taką werwą. Można przypuszczać, że tym ruchem mogłoby być podejście w pobliże poziomu 2500 pkt. (kontrakty). Taka sytuacja oznaczałaby, że pokonany zostałby poziom szczytu z sierpnia ubiegłego roku. W przypadku indeksu WIG20 szczyt z 31 sierpnia 2011 roku wynosi 2452,41 pkt. Wyjście indeks nad to maksimum nie oznaczałoby automatycznie przyspieszenia hossy, lecz byłaby to zmiana perspektywy rynku na najbliższe miesiące.
Perspektywa ta stałaby się pozytywna, gdyż rynek wskazałby na chęć wyjścia poza konsolidację, która trwała od roku, w kierunku północnym. Ewentualne cofnięcie cen tuż po takim wybiciu, moim zdaniem całkiem prawdopodobne, nie zmieni tego faktu, że do naruszenia doszło. Gdyby ceny się cofnęły na tyle mocno, by wygenerować sygnały słabości, to wywołana nimi przecena może sprowadzić ceny nawet w pobliże dołka z lipca bieżącego roku.
Uzasadnieniem dla wzrostów cen akcji w dłuższej perspektywie jest podjęte przez największe banki na świecie poluzowanie polityki pieniężnej. W dłuższym terminie to powinno się pozytywnie odbić na wycenach akcji. Można dyskutować, czy taka zwyżka będzie trwała, bo to już zależy od tego, jakie skutki przyniesie wspomniane luzowanie na gospodarki poszczególnych państw, ale można przyjąć z dużym przekonaniem, że luzowanie to wywinduje ponownie ceny. Te pewnie później spadną, ale to będzie później. Na razie wydaje się, że mamy przed sobą okres prosperity. Mowa o kolejnych miesiącach.
Jeśli chodzi o kilka najbliższych tygodni, to sprawa jest już mniej oczywista, gdyż nadal nie jest rozwiązana sprawa odreagowania realizacji zakładanego wcześniej scenariusza. Mowa o letnim wzroście cen akcji, który najprawdopodobniej wynikał z oczekiwań dotyczących pojawienia się luzowania ilościowego w USA i zakupów obligacji w Europie (czy tak było naprawdę tego nie wiemy, ale na razie przyjmijmy założenie, że to jest trafna ocena). Skoro już te oczekiwane decyzje zapadły, to czas na realizację zysków przez tych, którzy wcześniej na ten scenariusz zagrali. Na razie być może część graczy liczy na kontynuację wzrostów, ale rynki akcji nie mogą rosnąć bez korekty. Zwłaszcza wtedy, gdy jest ku temu okazja.