Dwa razy do roku Beta Research w Syosset w stanie Nowy Jork przeprowadza dla Barrons ankietę wśród inwestorów instytucjonalnych. Pod koniec września odpowiedziało na nią 131 instytucji. Poruszane są w niej różne tematy, ale dziś chciałem zwrócić uwagę na wątek szeroko komentowanego problemu „fiskalnego klifu" czy też jak sugerują inni „urwiska". Zwał jak zwał (Amerykanie lubują się w takich metaforach), ale sprawa dotyczy po prostu faktu, że część ulg podatkowych wygasa z końcem roku i jeśli nie zostaną przedłużone, powiększą obciążenie amerykańskich gospodarstw domowych i przedsiębiorstw. W tym samym czasie w życie mogą wejść cięcia wydatków, choć to właśnie głównie czynnik podatkowy będzie odpowiadał za to zamieszanie. Innymi słowy na początku roku ma dojść do automatycznego zacieśnienia polityki fiskalnej w USA.
Strach, jaki wyłania się w przekazie medialnym, jest dość ciekawy, bo przecież te fiskalne zacieśnienie nie jest wynikiem jakiś zaskakujących wydarzeń, ale konsekwencją wcześniej podjętych decyzji. Ba, te rzekome podniesienie podatków to faktycznie likwidacja ulg, które w momencie ich wprowadzania z założenia miały być tymczasowe. Ten czas właśnie się kończy (znowu, bo przecież one już dawno miały wygasnąć).
Skala cięć wydatków (to w większości rozwiązania automatyczne wynikające z ubiegłorocznej decyzji parlamentu - 2011 Budget Control Act) nie będzie jeszcze tego roku aż tak wielka (ponad 130 mld dolarów). Faktycznie redukcja będzie dotyczyć części wydatków, a więc w sumie wydatki ogółem nie spadną, ale mogłoby wzrosnąć wyraźnie wolniej. Całe dostosowanie może wynieść ok. 670 mld dolarów, z czego na podatki przypada ponad 530 mld dolarów (szacunek Kongresowego Biura Budżetu – CBO). Taki wzrost podatków odpowiada zwyżce o 2,7 proc. PKB. Jak podaje Barron's, od roku 1970 nie było wzrostu o więcej niż 1 proc. PKB (trzykrotnie był to wzrost o ok. 0,9 proc.). O 2,1 proc. PKB wzrosły podatki w roku 1969.
Skokowy wzrost podatków oraz redukcja wydatków budżetu szybko wciągnęłyby gospodarkę amerykańską w recesję. Tempo PKB w I połowie 2013 roku byłoby ujemne, a stopa bezrobocia ponownie wzrosłaby ponad poziom 9 proc. Tego wszyscy się boją, choć każdy ma świadomość, że ten skutek byłby aktualny w krótkim terminie, gdyż długoterminowo poprawa sytuacji budżetu wyszłaby na dobre. W najnowszym raporcie CBO czytamy: „CBO w sierpniu prognozowało, że mocna redukcja deficytu wpłynie negatywnie na gospodarkę, lecz jednocześnie sprawi, że zmiana długu federalnego znajdzie się na ścieżce, która zapewni, że będzie on obsługiwany bez problemów w długim okresie. Jeśli któreś z planowanych zmian w podatkach i wydatkach nie będzie miało miejsca, a obecna polityka będzie kontynuowana, gospodarka będzie rosła w najbliższym czasie, ale równocześnie wzrastać będzie dług federalny". Rynki akcji skupione są na najbliższym czasie, a więc „urwisko" jest ważne, gdyż byłoby powodem obniżenia wycen akcji.
Jakie zatem jest zdanie o klifie wśród inwestorów instytucjonalnych? Okazuje się, że 44 proc. badanych jest zdania, że porozumienie między dwoma partiami w USA zostanie osiągnięte przed 31 grudnia. 54 proc. sądzi, że porozumienie między Demokratami, a Republikanami pojawi się później, a więc już w roku 2013, gdy wspomniane automatyczne mechanizmy zaczną działać, a politycy zostaną przyparci do muru. Jak widać, jedynie 2 proc. badanych sądzi, że żadna forma porozumienia nie zostanie osiągnięta.