Analizował on ceny kontraktów terminowych na złoto notowanych w Nowym Jorku na giełdzie Comex oraz indeks cen konsumenckich opracowywany przez specjalistów Departamentu Pracy.
Wczoraj na koniec sesji czerwcowe dostawy złota kosztowały 1387,40 dolara za uncję, co było odpowiednikiem 5,97-krotności inflacji w marcu, czyli grubo powyżej ( będącej na poziomie 3,35-krotności miesięcznej) średniej liczonej od 1975 roku, kiedy kontrakty terminowe pojawiły się po raz pierwszy na Comex.
W tym miesiącu złoto staniało już o 13 proc. – Ludzie mówią o wielkiej wyprzedaży, ale tak naprawdę nie była ona zbyt znacząca – ocenia Harvey, pracujący w Fuqua School of Business przy Duke University.
Aby współczynnik pokazujący relację ceny złota i inflacji osiągnął swoją historyczną średnią kruszec powinien zjechać do poniżej 800 dolarów za uncję. To może się zdarzyć wraz z upływem czasu, zwłaszcza, jeśli na sprzedaż jednostek funduszy ETF inwestujących w złoto zdecyduje się więcej inwestorów.
Aby spowodować duże zmiany cen nie są potrzebne specjalne zachowania po stronie popytu, ponieważ podaż jest względnie stała, argumentuje uczony.