Ropa naftowa w ciągu ostatnich tygodni pokazała, jak szybko potrafią zmieniać się nastroje inwestorów i opinie rynkowe analityków. Pod koniec września duża część obserwatorów rynkowych oczami wyobraźni widziała już cenę ropy naftowej powyżej 100 USD za baryłkę. Podejście takie było zresztą zrozumiałe. Ropa od połowy sierpnia zyskiwała mocno na wartości. Zarówno odmiana WTI, jak i Brent przebiła poziom 95 USD za baryłkę. Okrągły poziom 100 USD był więc na wyciągnięcie ręki.
Zamiast jednak faktycznego ataku na psychologiczną wartość nastąpił odwrót i wyraźna przecena surowca, która trwa w zasadzie do dzisiaj. O 100 USD za baryłkę mówi się już zdecydowanie rzadziej. Eksperci bardziej zastanawiają się, jak głęboka może być jeszcze przecena i gdzie jest lokalne dno.
Co z tym popytem?
Od wrześniowych szczytów ropa naftowa potaniała już o około 20 proc. Owszem, pojawiały się głosy, że po zwyżkowej serii korekta jest jak najbardziej możliwa, ale jej skala przerosła oczekiwania większości analityków. W poniedziałkowy poranek znów na rynku mieliśmy do czynienia z presją sprzedających. Odmiana WTI była handlowana w okolicach 77 USD za baryłkę, a Brent przy poziomie 81 USD.
– Widać, że na rynku tego surowca dominuje wciąż retoryka związana z obawami o popyt na ropę naftową w największych gospodarkach świata (Stanach Zjednoczonych i Chinach), a kwestie związane z podażą schodzą na dalszy plan – zwraca uwagę Dorota Sierakowska, analityk DM BOŚ.