Przypadek Wielkiej Brytanii jest ważny, aby zrozumieć jak szybko może nastąpić utrata zaufania inwestorów do jednej z największych gospodarek świata. Rok temu obligacje 10-letnie miały rentowność rzędu 2,5 proc. Obecnie mamy powyżej 4,5 proc. Tak ogromny wzrost w tak krótkim czasie, to sygnał na totalną utratę zaufania. Inwestorzy nie pozwolili robić reform w kraju na koszt wierzycieli. W ten sposób koszty obsługi długu mogą urosnąć do takiego poziomu, że państwa mogą tego nie udźwignąć. Sama relacja długu do PKB jest zwodnicza. Jeżeli osiągamy próg bólu obligacji, koszty obsługi są wysokie, wtedy finansom publicznym każdego państwa grozi poważny kryzys.
Rentowności obligacji mogą sobie rosnąć i nie wpływać na realną gospodarkę? Czy tu też jest kres bólu?
Rentowności papierów rządowych determinują w dużej mierze rentowności obligacji przedsiębiorstw. Nikt nie może mieć wyższego ratingu niż państwo. Są sytuacje, kiedy wielkie firmy globalne są uzależnione od polityki monetarnej i fiskalnej państwa. W Stanach, Europie Zachodniej czy Wielkiej Brytanii, pochodną wysokich rentowności są wysokie stopy procentowe, które są jedynym narzędziem, żeby walczyć z ciągle dokuczliwą inflacją. Nie jest tak, że realna gospodarka stoi obok rządów, którym grozi coraz wyższy koszt obsługi długu. Ameryka zaraz będzie wydawać na obsługę długu bilion dolarów. W Polsce również ten wskaźnik ciągle rośnie. Próg bólu rentowności dla każdego państwa jest inny. Kiedy w Grecji było to ponad 10 proc. rentowności. Wówczas rząd rzuca biały ręcznik na ring, poddaje się. Podobnie było w Irlandii i Portugalii. Kiedy doszło do sytuacji kryzysowej z Włochami i Hiszpanią, próg bólu to było zaledwie 7 proc. rentowności. Powyżej nie byłyby w stanie obsługiwać długu. Obecnie Włosi obligacje 10-letnie mają na takim samym poziomie jak Amerykanie, czyli 4,2 proc.
Coraz więcej dużych spółek ostrzega, że konsumenci oszczędzają. Kursy spółek „konsumenckich” potrafią tąpnąć za Oceanem 20-30 proc., ale to wciąż sporadyczne przypadki. Może politycy i przedstawiciele banków centralnych nie dostrzegają ryzyka recesji, która być może stoi już za progiem?
Recesję techniczną mamy w Polsce. Jeżeli miałbym ustawiać kandydatów do recesji to byłaby to strefa euro na czele z Niemcami. Ostatnio spędzając tam wakacje na własne oczy widziałem jak tamtejsza gospodarka zwalnia. Jest problem z usługami. Panują złe nastroje konsumentów. To nie wróży dobrze, a to kluczowa gospodarka dla strefy euro i Polski. W II kwartale w strefie euro był mizerny wzrost gospodarczy, bliski zera. A to nie koniec problemów. Recesja nie dotyka tylko przemysłu, ale też usług, niezwykle ważnego i wrażliwego segmentu. W Europie sektor usług jest mocno związany z cenami energii. W Ameryce wzrost gospodarczy rzędu 2,3 proc. jest zasługą tego, że nie mieli szoku energetycznego jak Europa po rozpoczęciu wojny w Ukrainie.
Tymczasem na giełdach jest w miarę stabilnie. Mieliśmy delikatną korektę mocnego rynku byka. Nie jest jednak za zbyt spokojnie?