Rezerwa Federalna zgodnie z oczekiwaniami podniosła ostatnio stopy procentowe, ale jednocześnie nie powiedziała też nic nowego. Niewykluczone więc, że dojdzie do dalszych podwyżek, ale równie dobrze możliwe jest, że obserwowaliśmy teraz ostatnią podwyżkę. Który scenariusz jest bardziej prawdopodobny?
Wydaje mi się, że ten drugi scenariusz jest bardziej prawdopodobny. Wynika to z faktu, iż od początku drugiej połowy roku bardzo wyraźnie widać nasilenie zjawisk recesyjnych na świecie. To będzie obniżało inflację. Niekoniecznie dotyczy to samych Stanów Zjednoczonych, bo nawet Rezerwa Federalna zaznaczyła ostatnio, że z prognoz „wyleciała” recesja w drugim półroczu. Amerykańska gospodarka może doświadczyć miękkiego lądowania. Wzrost gospodarczy spowalnia, ale bez większego uszczerbku dla koniunktury i sytuacji na rynku pracy.
Fed ma jeszcze znaczenie dla rynku? W przypadku ostatnich posiedzeń mamy w zasadzie z dużej chmury mały deszcz.
Moim zdaniem ma znaczenie i to było widać w ostatnich dniach. Duża część dobrych nastrojów, które teraz mamy, związana jest z tym, że retoryka ze strony przedstawicieli Fedu była jednak bardziej gołębia. Sześć tygodni temu prognozy mówiły, że przed końcem roku zobaczymy dwie podwyżki stóp procentowych. Teraz jesteśmy po jednej, a druga wcale nie jest taka pewna i jest uzależniona od danych, które będą spływały z gospodarki. Mamy więc do czynienia ze złagodzeniem przekazu. Jerome Powell pozytywnie odniósł się do inflacji, zauważył, że w czerwcu dość istotnie ona spadła. Problemem pozostaje inflacja bazowa i aby myśleć o obniżkach stóp, potrzebny jest szerszy spadek inflacji. Inna sprawa, że dynamika cen zachowuje się zgodnie z oczekiwaniami Fedu, czyli jest odwrotnie, niż było w ubiegłym roku. To też jest optymistyczny sygnał, który wskazuje na to, że jeśli inflacja faktycznie będzie spadać, a koniunktura delikatnie się obniżać, nie trzeba będzie dalej podwyższać stóp. Z kolei w 2024 r. może dojść do szerszych obniżek stóp procentowych.