W ubiegłym roku fundusze obligacji skarbowych przynosiły niekiedy nawet dwucyfrowe straty. Teraz sytuacja wyraźnie się poprawia i całkiem atrakcyjne potencjalne zyski są w zasięgu ręki, o ile inwestycja jest przewidziana na dłuższy okres. Jednak im więcej mamy czasu, tym bardziej powinniśmy zainteresować się akcjami. Przecena i chaos na rynkach są zwykle świetną okazją dla inwestycyjnych maratończyków.
Zestawiając wyniki poszczególnych grup funduszy z saldem wpłat i wypłat kapitału, można dojść do wniosku, że większość inwestorów się myli. Na przykład przed rokiem obserwowaliśmy prawdziwy szturm na fundusze obligacji skarbowych. Pozyskiwały one po kilka miliardów złotych miesięcznie. Pod względem sprzedaży był to jeden z najtłustszych okresów w ich historii.
Niestety, wielu inwestorów się sparzyło, bo w kolejnych miesiącach fundusze obligacji skarbowych nie zapewniały nawet ochrony kapitału. Natomiast jesienią zeszłego roku, gdy rozpoczął się cykl podwyżek stóp procentowych, straty urosły do dwucyfrowych. Dotyczyło to szerokiego grona funduszy skarbowych, należących najczęściej do grupy funduszy papierów długoterminowych. I w okresie największego spadku notowań jednostek, klienci masowo wycofywali swoje oszczędności. Z perspektywy czasu widać, że znowu nie był to dobry pomysł.
– Ubiegły rok okazał się niezwykle trudny dla posiadaczy polskich obligacji skarbowych, przynajmniej tych wycenianych rynkowo, które można kupić np. za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych – wspomina Kamil Cisowski, dyrektor działu analiz i doradztwa inwestycyjnego w DI Xelion. – W myśl zasady „mądry Polak po szkodzie", w listopadzie i grudniu inwestorzy masowo wycofywali pieniądze z funduszy dłużnych i często kierowali je na rynek akcji, gdzie z kolei w grudniu rozpoczęła się korekta, która trwała też w styczniu.
Emocje złym doradcą
Jak zauważa Kamil Cisowski podejmowanie decyzji na podstawie historycznych stóp zwrotu jest charakterystyczne dla początkujących inwestorów, ale nie zawsze ma sens. Czasem jest wręcz oczywistym błędem.